Kibice zasłużyli na Chelsea. Czas żeby zrobiła to drużyna
Nie ma się co czarować. Jeżeli niektórzy tak bardzo lubią liczby, statystyki i matematykę i często się do niej odnoszą, to Legia Warszawa właśnie przegrała w Europie trzecie spotkanie z rzędu. I to ponownie nie z zespołem z jakiegoś "topu".


Molde - Legia Warszawa 3:1. Gol Kacpra Chodyny

Molde - Legia Warszawa 3:2. Gol Luquinhasa

Molde - Legia Warszawa. Skrót meczu

Kacper Chodyna: Myślę, że u siebie pokażemy, na co nas stać

Vladan Kovacević: Ta pierwsza połowa nie może się nigdy w życiu powtórzyć

Claude Goncalves: Nie jest to zły wynik, w Warszawie rywale będą mieli trudne życie

Per-Mathias Hoegmo: W drugiej połowie zostaliśmy skarceni przez Legię
Najpierw na zakończenie fazy ligowej Conference League przy Łazienkowskiej lepsza okazało się szwajcarskie Lugano, które w czwartek uległo słoweńskiemu Celje, a tydzień później w Sztokholmie Djurgarden – w czwartek gorsze od cypryjskiego Paphos. Teraz stołeczna drużyna przegrała z Molde – ze średnią drużyną z Norwegii, która w swej "elicie" dwa razy ostatnio była piąta i jesienią nie zagra w europejskich pucharach. Chyba że w wygra Ligę Konferencji, ale na to się raczej nie zanosi, prawda? Choć póki co to Skandynawowie są bliżej przygody na Stamford Bridge, w końcu do Warszawy przyjadą ze skromną zaliczką, ale jednak zaliczką. Faworytem do awansu wciąż jest Legia, ale by tak się stało, polski klub musi wygrać różnicą dwóch goli. Pewnie, że jest to realne i prawdopodobne. Tak samo jak to, że Legia może nie zachować czystego konta.
ZOBACZ TAKŻE: Co za wyczyn Pululu w Lidze Konferencji! Rekord
Narracja płynąca z wewnątrz drużyny jest taka, że z Lugano "byliśmy lepsi", z Djurgarden "skrzywdził nas sędzia", a w Norwegii "mieliśmy więcej sytuacji, korzystniejsze XG" i tak dalej. Piłka to jednak nie algorytmy. To także serce, duch, jedność, charakter i temperament. Jakie dwa nazwiska przychodzą Wam do głowy, jeśli myślicie o tych cechach i nazwie "Legia Warszawa"? Czy nie Kacpra Tobiasza i Rafała Augustyniaka? Jaką dziś odgrywają oni rolę w tym zespole? Marginalną. Choć pewnie za chwilę obecność tego drugiego w podstawowym składzie stanie się nieodzowna.
Kibice podróżujący za drużyną w przeróżne zakątki Europy, zarywający noce i wydający krocie na te wyjazdy widzą pewne rzeczy, ich nie da się oszukać. Mają swoje wymagania i jest to jak najbardziej zrozumiałe. To im najbardziej życzę tego, by mogli przeżyć wizytę w Londynie i zobaczyć mecze swojego zespołu z Chelsea. Wyczuwam, że mają już trochę dość odwiedzin w Molde, spotkań z Backą Topolą czy goszczenia Dynama Mińsk.
Od ostatniego spotkania Legii w Europie w marcu w czwartek minęły 34 lata! 6 marca 1991 roku odbyło się spotkanie z Sampdorią Genua, w pierwszym ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharów. Vialli, Mancini, Vierchowod czy Pagliuca przegrali z drużyną z Wojciechem Kowalczykiem, Jackiem Cyzio, Dariuszem Kubickim, Leszkiem Piszem i Piotrem Czachowskim. W rewanżu legioniści wydarli rywalowi remis, a po czerwonej kartce dla Macieja Szczęsnego w bramce w końcówce oglądaliśmy… Marka Jóźwiaka. Potem był półfinał z Manchesterem United. O jakich zespołach tu mowa, nie trzeba nikogo uświadamiać. Na takie spotkania jak to, które mogą nadejść z Chelsea, czeka się jak na szpilkach. Odpowiedzialność za awans kosztem Molde jest ogromna. Na piłkarzach i trenerach. O formę kibiców w czwartek przy Łazienkowskiej nikt nie musi się obawiać. Oni zasłużyli już dawno, by odwiedzić południowo-zachodni Londyn. Nie chciałbym być więc w skórze piłkarzy, jeśli za sześć dni nie zapewnią nie tylko sobie, ale przede wszystkim fanom, tego wymarzonego doznania.

