Polska mistrzyni nie ma wątpliwości! "Największy sukces w karierze"

Inne

Anna Wielgosz po powrocie z Apeldoorn przyznała, że zdobycie złotego medalu halowych mistrzostw Europy jest największym sukcesem w jej karierze. "Wygranie imprezy międzynarodowej rangi jest czymś niesamowitym" - powiedziała lekkoatletka.

Polska mistrzyni nie ma wątpliwości! "Największy sukces w karierze"
fot. PAP

Wielgosz w sierpniu 2022 roku wywalczyła brąz mistrzostw Europy na stadionie w Monachium, jednak bardziej ceni złoty medal z Apeldoorn.

 

ZOBACZ TAKŻE: Ile medali zdobyli reprezentanci Polski na HME 2025 w Apeldoorn?

 

"To zdecydowanie największy sukces w mojej karierze. Wygrywanie jest dla sportowców bardzo ważne, a wygranie imprezy międzynarodowej rangi jest czymś niesamowitym. Wiadomo, że biegi w hali są szalenie trudne. Trudno jest też utrzymać zdrowie, żeby móc konkurować z taką stawką równie dobrych zawodniczek. To się bardzo rzadko zdarza. Nie zawsze przywozi się medale z imprezy rangi mistrzowskiej" - podkreśliła biegaczka.

 

Polscy lekkoatleci na kilka lat przestali zdobywać medale mistrzostw świata i Europy w biegach średniodystansowych po zakończeniu karier przez Joannę Jóźwik, Angelikę Cichocką, Adama Kszczota i Marcina Lewandowskiego.

 

"W Polsce był kryzys w biegach średnich i powoli wszyscy tracili nadzieję, że będziemy mieć medale w biegu na 800 m czy 1500 m. Jednak w Apeldoorn pojawiły się szanse. Ja swoją wykorzystałam w stu procentach. Wiedziałam, że stać mnie na złoty medal. Cały czas myślałam, że muszę to wygrać. To była taka nieodparta myśl, że jestem w stanie to zrobić i zrobię to" - zdradziła.

 

Wielgosz od piątku do niedzieli uczestniczyła w trzech biegach - eliminacjach, półfinale i finale. Wygrała każdy z nich i dobrze poradziła sobie z regeneracją.

 

"Najważniejsze było uciekać z hali jak najszybciej po biegu. Pozbyć się tych emocji, żeby móc zasnąć. Sen jest najlepszą regeneracją. Nawet po biegu półfinałowym zażyłam lodowej kąpieli, aby schłodzić nogi, żeby układ nerwowy lepiej się zregenerował, bo jednak już dwa biegi miałam w nogach. To taki klasyk. Zjadłam też węglowodany, żeby nie czuć zmęczenia na drugi dzień. To są detale. Można bez tego jakoś przetrwać, ale może to skutkować przegraną o ułamek sekundy czy wypadnięciem poza podium. Ja tego dopilnowałam. Myślę, że można to było zrobić jeszcze lepiej, więc mam rezerwy w tym zakresie" - wyznała.

 

W pokojowym hotelu Wielgosz mieszkała z Justyną Święty-Ersetic, która zajęła piąte miejsce w biegu na 400 m.

 

"Miałam szczęście do współlokatorki. Ona wiedziała, że czekają mnie trzy dni rywalizacji. Nastawiałyśmy się na to, że biegamy w trzech biegach i tak zrobiłyśmy. Obie byłyśmy w finałach swoich konkurencji. Poszczęściło mi się, bo jednak nie zawsze mamy okazję się tak dobrze regenerować. Czasami inni zawodnicy nie zwracają uwagi na to, kto kiedy startuje czy zachowują się trochę głośniej, bo są już po starcie i schodzą z nich emocje. Nam natomiast udało się wszystkiego dopilnować" - poinformowała.

 

W każdym w trzech biegów w Apeldoorn Wielgosz wcześnie wychodziła na prowadzenie i nie marnowała energii, uczestnicząc w przepychankach. Wzięła sprawy w swoje ręce i zminimalizowała ryzyko niepowodzenia.

 

"To jednak też było kosztowne. Dawniej często mi mówiono, żeby unikać prowadzenia biegów, bo to jest trudne. Bez wątpienia jest to stresujące, bo trzeba bardziej uciekać niż czekać do ostatniej chwili z finiszem. Takie biegi, gdy atakuje się z tyłu w końcówce są łatwiejsze. Można to porównać do biegania z +zającem+. Łatwiej jest na jego plecach zrobić dobre wyniki, czy zawalczyć o medal i zaskoczyć swojego przeciwnika, który bardzo długo biegnie przed nami" - wyjaśniła.

 

Wielgosz w przeszłości zwalniała pod koniec dystansu, jednak w Apeldoorn nie zabrakło jej sił na finiszu.

 

"W swojej taktyce starałam się zachowywać jak najwięcej energii i spokoju. Być może wyglądało to dość płynnie, ale tempo było szarpane. To były trochę biegi interwałowe. Mogłam to zrobić jeszcze szybciej, ale nie chciałam przeszarżować i popisywać się tym, że jestem w stanie wykręcić niesamowity czas. Chciałam wiedzieć, że nie zabraknie mi sił na ostatnich 200 metrach, jak to bywało w poprzednich latach. Ostatnie 50-100 metrów było moim fatum i byłam wolniejsza względem moich rywalek. Teraz odrobiłam jednak zadanie domowe" - podkreśliła.

 

Mistrzyni Europy nie kończy jeszcze startów w sezonie halowym. W dniach 21-23 marca weźmie udział w mistrzostwach świata w Nankinie. Jej celem jest zdobycie medalu i pobicie należącego do Joanny Jóźwik halowego rekordu Polski, który wynosi 1.59,29. W tym sezonie najlepszym wynikiem Wielgosz jest 2.00,38.

 

"Jeśli warunki będą sprzyjające i nadarzy się okazja, że dziewczyny będą mocno biegać, to chcę się razem z nimi złapać i zobaczyć, ile jestem w stanie wykręcić na maksymalnych obrotach. W tym sezonie prowadziłam we wszystkich biegach, oprócz mityngu Copernicus Cup. Przed mistrzostwami Europy wydawało mi się, że w Apeldoorn będę biegać przyczajona w środku stawki, ale czułam się tak dobrze, że wychodziłam do przodu. Większość tych biegów wyglądała bardzo podobnie. Nie miałam jeszcze szybkiego biegu na czas i mam cichą nadzieję, że zdarzy się to w Nankinie. W półfinale MŚ w Glasgow dziewczyny mocno to rozegrały. Liczę na to, że znajdzie się tam ktoś na tyle odważny i mocny, żeby poprowadzić. Chciałabym z tego skorzystać" - zadeklarowała.

 

W tym roku w hali siedem biegaczek złamało barierę dwóch minut na 800 m w hali, ale nie każda z nich wystartuje w Nankinie. Liderką sezonu jest Etiopka Tsige Duguma - 1.58,97. Wielgosz twierdzi, że jest w stanie biegać na tym poziomie.

 

"Zobaczymy czy przyniesie to medal. Bardzo bym chciała. Nie boję się tego mówić i o to walczyć. Wcześniej była taka doza niepewności – co jeśli mnie odetnie? Teraz wiem, że stać mnie na mocniejszą rywalizację. W Apeldoorn były trochę wolniejsze biegi. Dostosowałam się do tempa innych zawodniczek. Mogłam pobiec jeszcze szybciej, ale rywalki mnie do tego nie zmuszały. Miałam zapas, bo po biegu nie byłam wykończona. W zeszłych sezonach bardzo marnie kończyłam i nie byłam w stanie rozmawiać z dziennikarzami. Bez względu na to, czy będą to słodkie czy gorzkie mistrzostwa, bardzo chcę spróbować tam swoich sił" - oświadczyła.

 

Między Nankinem, a Europą Środkową jest sześć godzin różnicy czasu. Polscy lekkoatleci nie polecą jednak do Chin z kilkudniowym wyprzedzeniem.

 

"Liczę na to, że bez problemu będę się mogła przestawić czasowo. Myślę, że podołam temu zadaniu" - zapewniła.

IM, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie