Gmoch: Tak sztuczna inteligencja prowadzi do sukcesu w Lidze Mistrzów
- Przypuszczam, że dzięki sztucznej inteligencji PSG zbudowało wreszcie mocny zespół. Stosuje także przygotowanie wyprowadzenia piłki przez trzy linie. Z zamiarem wciągnięcia rywala na własną połowę. Dla mnie ekipa Luisa Enrique jest faworytem do wygrania Ligi Mistrzów – powiedział nam legendarny trener, były selekcjoner reprezentacji Polski Jacek Gmoch.

Michał Białoński, Polsat Sport: PSG najczęściej zawodzi w Lidze Mistrzów. Tym razem jednak stanęło na wysokości zadania i potrafiło wyeliminować lidera Premier League Liverpool FC i to na jego terenie. Zaskoczyło pana to rozstrzygnięcie?
Jacek Gmoch, selekcjoner reprezentacji Polski na MŚ 1978 r.: Tak, ale przede wszystkim jestem pod wrażeniem maestrii, do jakiej doprowadził paryżan trener Luis Fernandez. Zarówno od strony technicznej, taktycznej, jak i mentalnej. Gołym okiem widać, że użyto tam sztuczną inteligencję na wielu poziomach. Począwszy od warstwy przygotowania mentalnego w budowie zespołu, monolitu. Nie wiem czy pan zauważył, że przed meczem wszyscy piłkarze PSG byli odziani w zielone kurtki. To niby szczegół, ale świadczący o zmianie nastawienia, w porównaniu do czasów Nemara, Messiego, czy Mbappe, z którymi trudniej było o budowę monolitu. Zielony kolor nie ma przecież nic wspólnego z barwami klubu. A jednak dzięki niemu piłkarze wyglądali zespół, jeszcze przed wyjściem na boisko.
ZOBACZ TAKŻE: Tak wyglądają ćwierćfinały Ligi Mistrzów
Widać, że Luis Enrique, w drugim roku pracy, osiągnął w Paryżu to, co nie udało się jego poprzednikom. To zasługa również tego, że pozbyto się wypalonych gwiazd, które nie pracowały dla zespołu, tylko grały na własny rachunek. W ofensywie one nadal błyszczały, vide Mbappe, ale zawodziły w działaniach po stracie piłki. W defensywie nic nie pomagały!
Tymczasem zjawiskiem od dawna znanym w psychologii jest budowa zespołu, świadomość bycia jego członkiem wzmacnia pewność siebie piłkarza.
Trenerowi Enrique udało się uzyskać najlepszą wersję Ousmane’a Dembele. W Barcelonie to był tyleż błyskotliwy, co lekkomyślny. W Liverpoolu zagrał bardzo odpowiedzialnie i pewnie wykorzystał rzut karny.
Nieprzypadkowo Luis Enrique po meczu najdłużej go obściskiwał. Nie tylko za bramkę, dzięki której paryżanie odrobili straty.
Akcentuje pan rolę sztucznej inteligencji w sukcesie PSG.
Jest to widoczne gołym okiem. Także po wybiciach bramkarza. Donnarumma nie stosuje podań bezpośrednio na środkowego napastnika, jak dawniej się grało, tylko świadomie wybija, a nawet wyrzuca ręką w okolice autu, bądź nawet na aut, na jednej ósmej boiska, gdzie wszyscy się gromadzą. Podobnie jest ze wznowieniem gry ze środka boiska. PSG wybija na aut, na połowie rywala, by założyć pressing i odebrać piłkę bezpiecznie, z dala od własnej bramki. Ten sam wariant jest sosowany przy wznawianiu gry w rugby.
Po co ryzykować świadome tracenie piłki?
Zagęszczenie sektora, w którym jest aut daje szanse na odzyskanie piłki już na terenie rywala, co umożliwia stworzenie sytuacji bramkowej.
Przypuszczam, że dzięki sztucznej inteligencji PSG stosuje także przygotowanie wyprowadzenia piłki przez trzy linie. Z zamiarem wciągnięcia rywala na własną połowę, do wysokiego pressingu, dzięki czemu dalekim podaniem udaje się uruchomić ustawionego z przodu Dembele.
Który ma wolną przestrzeń do gry?
No właśnie. Wysoki pressing jest bardzo dobry, ale wiąże się z nim ta doskonałość, że oddaje się pole.
Wyprowadzanie piłki przez PSG było wzorowe. Nie sprowadzało się tylko do podań przez trzy linie. Ważne też były schematy, chroniące przed stratą piłki. Udawało się to dzięki wyćwiczonym automatyzmom.
Najpierw prekursorem był Pep Guardiola, który na początku pracy w Manchesterze City wymyślił zasadę pięciu sekund na odbiór piłki po stracie. I to było piorunujące dla rywali, ale w końcu przestało działać, bo wszyscy się nauczyli przeciwdziałać. Oczywiście, do wszystkiego trzeba mieć właściwych wykonawców. Luis Enrique poszedł dalej. Właśnie dzięki automatyzmom rozegrania piłki i podaniom przez trzy linie, na wolne pole.
Taka gra, jaką proponują Guardiola i Enrique jest możliwa tylko dzięki zdolności piłkarzy do wytrzymałości szybkościowej. Do wielu powtórzeń sprintu po krótkim odpoczynku. Pragnę zauważyć, że my byliśmy prekursorami. Pamiętamy mecz z Anglią i rola Włodka Lubańskiego z Bobby’y, Moore’em.
Tak, 6 czerwca 1973 r. pokonaliśmy na Stadionie Śląskim Anglików 2:0.
Tajemnicą sukcesu był nasz wysoki pressing. Ze statystyk, które robiliśmy przed tym meczem, wyszło, że Bobby Moore jest rozgrywającym, a nie tylko stoperem. Wykorzystywał fakt, że nikt go nie atakował. Anglicy stosowali długie podania szczególnie na skrzydła i później piłka była grana w pole karne, na drugi słupek. Ten schemat również wykryliśmy, statystycznie opisaliśmy, co nam bardzo pomogło w walce z Anglią o wyjazd na MŚ.
Mimo że nie mieliście jeszcze do pomocy sztucznej inteligencji.
Ale mieliśmy jej poprzedniczkę – statystykę. Długie i wnikliwe obserwacje pozwalały na zdobycie obiektywnych informacji, które pomogły nam zbudować strategię na te mecze.
Podejrzewam, że sztuczna inteligencja pomogła też paryżanom w przygotowaniu się do rzutów karnych. Donnarumma musiał mieć dokładne informacje na temat strzelców, skoro obronił dwa karne. A przecież ich wykonawcami byli piłkarze Liverpoolu – Nunez i Jones, a nie jacyś frajerzy!
Proszę także zauważyć, że Enrique zupełnie wyłączył z gry asa atutowego „The Reds” – Egipcjanina Salaha.
Jedyny mankament PSG wychodzi przy stałych fragmentach gry – słabe warunki fizyczne, to jest dosyć niska drużyna. Za to pod względem techniki jest ścisłą czołówką świtową. Przyjęcie piłki, swoboda w uwolnieniu się spod krycia, rany Boga! To jest dla mnie ewenement! Ta drużyna przegrała u siebie, dość nieszczęśliwie.
Alisson uratował Liverpool przed stratą co najmniej trzech bramek.
Ale na wyjeździe PSG było bardziej zdyscyplinowane, w sensie posiadania piłki i układu pressingu. Przeciwnik był przeczytany od a do z. Potencjał i szybkość rozgrywania piłki paryżan były nie z tej ziemie! Owszem, Luis Enrique obniżył nieco ustawienie zespołu, ale to zadziałało. Rozpływam się wręcz nad grą PSG. Vitinha był królem drugiej linii, nieco słabiej wypadł Fabian Ruiz, którego pamiętam z Napoli. Dembele i Barkola razili defensywę Liverpoolu, którego obrońcom udało się wyłączyć z gry Kvaratskhelię. Do tego Hakimi harował na całej długości boiska. Szybkość, technika każdego z nich są imponujące!
Jak panu podobało się samo zarządzanie meczem przez Luisa Enrique?
Było perfekcyjne, łączne ze zmianami, jakie wprowadził. Najważniejsze były te w 91. min, gdy za Fabiana Ruiza wszedł Zaire-Emery i w 101.min, gdy za Kvaratskhelię wskoczył Lee Kang-In. Naprawdę, Luis Enrique ma drużynę niebywałą! Można podbijać z nią świat. Zaimponowali mi. Uważam, że mogą sprawić jeszcze niejedną niespodziankę i wyeliminować nie tylko Aston Villę.
Awansowała też Barcolona, pokonując 3:1 Benficę.
Ale na pełnych obrotach zagrała tylko w pierwszej połowie. Grali wówczas fenomenalnie w ofensywie. Hansi Flick uwielbia ofensywę i to widać. Nasz Robert Lewandowski miał sytuację bramkową, ale na tle hasających niczym rącze jelenie młodszych kolegów wyglądał trochę jak znacznie starszy kolega. Widać też, pozycję zdobył w zespole Raphinha. Yamal gra cały czas na niego. To nie pierwsze takie asysty.
Kto wygra Ligę Mistrzów? Real, który zahartował się w wygranym po karnych boju z Atletico, czy ktoś inny?
Uważam, że bardziej zrównoważoną drużynę ma PSG, choć z ławki Barcelony również bije jakość i energia. Nie wolno lekceważyć potencjału Bayernu. Pamiętajmy jednak, że drużyny takie jak Real, Barcelona, Bayern wykończone są trudami rozgrywek ligowych, a Paryż w Ligue 1 nie musi się za bardzo wysilać, by mieć olbrzymią przewagę nad konkurencją. Wprawdzie próbuje mu deptać po piętach Marsylia, ale nad trzecią Niceą ma już prawie 20 pkt przewagi. Dlatego dla mnie staje się faworytem do zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Zawodnicy pozostałych drużyn są bardzo wyeksploatowani.
Przejdź na Polsatsport.pl