Wysokie lokaty Żurka i Michalskiego w Hamar


Piotr Michalski, Marek Kania i Damian Żurek po sobotnich zmaganiach na MŚ w Hamar

Natalia Jabrzyk, Karolina Bosiek i Andżelika Wójcik po sobotnich zmaganiach na MŚ w Hamar

Sobotni występ Damiana Żurka na mistrzostwach świata

Sobotni występ Marka Kani na mistrzostwach świata

Sobotni występ Piotra Michalskiego na mistrzostwach świata

Sobotni występ Natalii Jabrzyk na mistrzostwach świata

Sobotni występ Andżeliki Wójcik na mistrzostwach świata

Sobotni występ Karoliny Bosiek na mistrzostwach świata
Szóste miejsce Damiana Żurka i ósme Piotra Michalskiego na 1000 metrów to najlepsze wyniki reprezentantów Polski podczas trzeciego dnia mistrzostw świata na dystansach w łyżwiarstwie szybkim, które trwają w norweskim Hamar.
W niedzielę ostatni dzień zawodów, a o swój drugi medal powalczy brązowy medalista na pięć tysięcy metrów Władymir Semirunnii. – Na razie z dwoma medalami wyrównujemy dorobek z zeszłego roku, ale to jeszcze nie koniec mistrzostw – zapowiada Konrad Niedźwiedzki, dyrektor sportowy Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego, a w przeszłości medalista olimpijski.
Najlepiej spisał się Żurek, który niewiele stracił do podium zajmując szóste miejsce. – Troszkę zabrakło szczęścia, żeby rywal wyszedł przede mnie na ostatniej prostej krzyżówkowej, ale jestem zadowolony i cieszę się już, że sezon dobiegł końca. Był to sezon długi, wyczerpujący, teraz czas na chwilę odpoczynku i przygotowujemy się do kolejnego. Ile przerwy? Kilka dni, może tydzień i wracamy znowu na delikatne obroty, żeby dobrze przygotować się do sezonu igrzyskowego. Z tego sezonu jestem zadowolony, bo było dużo fajnych przejazdów, ale też kilka upadków i trzeba wyciągnąć z tego wnioski i dopilnować tego, żeby w kolejnym tych błędów nie było – mówił Żurek.
Z kolei Michalski, który startował w pierwszej parze, a później bardzo długo prowadził przyznał, że przy dobrym biegu spodziewał się wysokiej lokaty. – Ten bieg był całkiem dobry. Wyciągam wnioski, a ósme miejsce jest fajne, ale walczymy o medale, tym bardziej, że widać było, że różnice są naprawdę małe. Troszeczkę lepsze otwarcie, troszeczkę lepsza pierwsza runda i mówilibyśmy już pewnie o pierwszej piątce, a kto wie, czy nie o medalu. To są właśnie te drobne różnice, które trzeba naprawić na przyszły sezon – zapowiedział. Trzynaste miejsce na tym dystansie zajął trzeci z Polaków Marek Kania.
Na 1000 metrów rywalizowały także panie, ale Polkom nie udało się wywalczyć miejsc w czołowej dziesiątce – najlepsza była Natalia Jabrzyk, która uplasowała się na dwunastej pozycji, dwa miejsca niżej była Karolina Bosiek, a dziewiętnasta Andżelika Wójcik, której jednak koronnym dystansem jest 500 metrów.
– Nie do końca jestem zadowolona z tego miejsca. Różnice były niewielkie i myślę, że to top osiem było w zasięgu ręki. Jednak każda z dziewczyn jest tutaj przygotowana najlepiej, jak tylko może i ja przyjmuję dzisiaj to dwunaste miejsce. Zawsze to pierwsze dwieście metrów jest dla mnie najcięższe, ponieważ nie jestem sprinterką i ciężko mi otwierać dosyć szybko, jednak z każdym krokiem i z każdą kolejną rundą wiem, że jestem coraz mocniejsza. Druga runda w moim wykonaniu jest jedną z lepszych ze wszystkich czołowych zawodniczek, także tutaj jest moja siła na to tysiąc metrów i uważam to za dobry prognostyk przed niedzielą, gdy wystartuję na tysiąc pięćset metrów – mówiła Jabrzyk.
– Na pewno były większe oczekiwania na tysiąc metrów. Nie czułam się dzisiaj jakoś optymalnie, na pewno zabrakło życia takiego jak wczoraj. To już jest za mną. Jest wyczuwane zmęczenie, układ nerwowy mocno dojechany, więc ta przerwa naprawdę jest wyczekiwana. Mam nadzieję, że nabiorę wystarczająco dużo siły przed nadchodzącym sezonem – dodała Bosiek.
Wójcik, która w tym sezonie uplasowała się na drugim miejscu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata na 500 metrów przyznała, że jest już bardzo zmęczona, ale szczęśliwa, że do końca sezonu udało jej się dowieźć dobrą formę. – Przyjechałam tutaj z myślą, że docisnę siebie do końca jak cytrynę tak jak wycisnęłam z siebie w całym sezonie i przyniosło to efekty, bo te starty na Pucharach Świata, te starty na podium były miłym przeżyciem. Sama jestem zaskoczona, że udało mi się utrzymać tak wysoką dyspozycję przez cały sezon. Sezon był długi, cieszę się, że dotarłam do końca, ale czuję, że się wiosennie robi, a głowa i nogi chcą już być gdzie indziej, ale do końca trzymałam fason – powiedziała.
W sobotę biało-czerwoni startowali jeszcze w biegu ze startu masowego mężczyzn, ale zajęli odległe pozycje – Szymon Palka został sklasyfikowany na dziewiętnastym miejscu, a Marcin Bachanek na dwudziestym drugim.
W niedzielę polskich panczenistów czeka ostatni dzień mistrzostw, a w planie jest rywalizacja na 1500 metrów kobiet i mężczyzn, dziesięć tysięcy metrów mężczyzn oraz bieg ze startu masowego kobiet. Na pewno wielkie nadzieje rozbudził startujący w polskich barwach Władymir Semirunnii, który w czwartek wywalczył brązowy medal na pięć tysięcy metrów, a, jak sam przyznaje, dużo lepiej czuje się na dystansie dwukrotnie dłuższym.
– Myślę, że to będzie najbardziej emocjonujące dziesięć kilometrów od kilkudziesięciu lat. Przeżywaliśmy to na pięć kilometrów, to był jeden z najfajniejszych dystansów, który akurat miałem przyjemność komentować i oglądać na żywo, więc myślę, że podobnie będzie to wyglądało na dziesięć kilometrów. Rzeczywiście im dłużej, tym jest lepiej dla Władka. Wiem, że jest w dalszym ciągu mocno skoncentrowany, że ta dyspozycja jest dobra i trzymamy kciuki za niedzielę, bo to może być kolejny dobry dzień dla naszej reprezentacji – mówi Konrad Niedźwiedzki.
Dyrektor sportowy Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego nie ukrywa, że spodziewał się, że Semirunnii może powalczyć o medal. – Przed mistrzostwami typowaliśmy Władimira w gronie tych kandydatów, którzy mogą tutaj o medal powalczyć. Władimir, na podstawie chociażby Pucharu Świata w Heerenveen, czy w Tomaszowie pokazał, że jest tutaj w stanie się bić. Mieliśmy cały czas dobre informacje od trenera Cieślaka, że jest w dobrej dyspozycji, że dobrze jeździ. Ta szansa zamieniła się na medal i dzisiaj się cieszymy z drugiego historycznego indywidualnego medalu mistrzostw świata. On ma po prostu swoje cele i je realizuje – powiedział.
Semirunnii to młody łyżwiarz z Rosji, który po inwazji tego kraju na Ukrainę zdecydował się na wyjazd do Polski i podjęcie treningów z biało-czerwoną reprezentacją. Po karencji może startować w zawodach międzynarodowych, np. właśnie mistrzostwach świata czy Pucharze Świata, ale, by w przyszłym roku wystartował w igrzyskach olimpijskich, musi być polskim obywatelem.
– To jest żmudna i skomplikowana procedura, którą już rozpoczęliśmy na początku roku. Działamy i czekamy na dalszy rozwój spraw. Teoretycznie czas jest do początku stycznia, żeby to obywatelstwo było. Oczywiście chcielibyśmy, żeby to było wcześniej, podobnie jak z pozwoleniem na pobyt w Polsce. Wiem, że bardzo dużo stresu kosztowało to Władka, bo często rozmawialiśmy na ten temat. Zastanawiał się, czy może wyjechać, jakie są decyzje. To też była bardzo trudna procedura, którą udało nam się bardzo sprawnie przeprowadzić i spodziewam się, że tutaj będzie jeszcze większe napięcie, ponieważ teraz już wiemy, że Władimir ma szansę na medal igrzysk olimpijskich – dodaje Niedźwiedzki.
Warto podkreślić, że Semirunnii doskonale wkomponował się w polską reprezentację, a przede wszystkim błyskawicznie nauczył się języka polskiego. – Władek podszedł do nauki języka polskiego jak do treningu, a wiemy, że lubi trenować, że jest szalenie ambitny i tak podszedł też do polskiego. W krótkim czasie nauczył się i teraz normalnie rozmawia czy z kolegami z reprezentacji, czy z dziennikarzami. To jest bardzo ważne. To jest bardzo ambitny, pracowity, skoncentrowany chłopak, a w dodatku mało narzekający, co w tych czasach jest rzadko spotykane – zaznacza dyrektor sportowy Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego.
Mistrzostwa świata na dystansach w Hamar zakończą się w niedzielę. To dla polskich zawodników koniec sezonu, który przyniósł wiele sukcesów, zwłaszcza w zawodach Pucharu Świata. Kolejny sezon będzie tym najważniejszym w czteroleciu, bo jego imprezą docelową będą igrzyska olimpijskie.
– To będą długie i ciężkie godziny treningów, ale sezon olimpijski jest o tyle fajny, że ma się bardzo dużo chęci i energii na to, żeby się przygotować na te najważniejsze imprezy. Mając moje doświadczenie z miejscami zaraz poza podium na pewno nie będę odpuszczał i żartowałem sobie, że zazdroszczę chłopakom, że będą mogli ze mną trenować w przyszłym roku, bo naprawdę wezmę się bardzo mocno za robotę. Teraz jeszcze troszeczkę adrenalina trzyma i tego zmęczenia nie czuję, ale podejrzewam, że jak usiądziemy, poświętujemy i wrócimy do domu, to będzie ten moment, że będę cieszył się, że już nie muszę wyjeżdżać. Zrobię pranie, odpocznę, poskładam rzeczy i będę żył chociaż przez chwilę jak niesportowiec – powiedział Piotr Michalski.
Przejdź na Polsatsport.pl