Sześć medali mistrzostw świata w jeden weekend. Historyczne starty Polaków


Konferencja Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. Podsumowanie mistrzostw świata

Andżelika Wójcik, Kaja Ziomek-Nogal i Karolina Bosiek po mistrzostwach świata

Władimir Semirunnij: Na treningach jeżdżę jeszcze lepiej

Urszula Kamińska: Jest wiele czynników, od których zależy zdobycie medalu

Natalia Maliszewska: Zachowałam spokój w trakcie tego, co się działo wokół mnie

Michał Niewiński: Osiągnęliśmy historyczne wyniki

Rafał Tataruch: Plan, który wprowadziliśmy kilka lat temu, zaczyna działać
Aż sześć medali przywieźli biało-czerwoni z łyżwiarskich mistrzostw świata na dystansach w Hamar oraz z rozgrywanych w Pekinie mistrzostw świata w short tracku. W poniedziałek na konferencji prasowej podsumowali ten niesamowity weekend dla polskiego łyżwiarstwa. – Sezon był po prostu długi i męczący, a na sam koniec, na te najważniejsze zawody w sezonie po prostu coś kliknęło w tym wszystkim. Szczerze, ja trochę wciąż nie mogę w to uwierzyć – mówiła Natalia Maliszewska.
Zawodnicy z toru długiego wywalczyli dwa brązowe już podczas pierwszego dnia mistrzostw świata na dystansach w łyżwiarstwie szybkim, które rozgrywane były w norweskim Hamar. Niespodziankę sprawił Władymir Semirunnii, który pokonał wielu utytułowanych rywali i stanął na podium na dystansie 5000 metrów. Zaraz po dekoracji Władymira, medal wywalczyła polska drużyna sprinterek. Polki, jadące w składzie: Andżelika Wójcik, Kaja Ziomek-Nogal i Karolina Bosiek zajęły trzecie miejsce, przegrywając tylko z bardzo mocno obsadzonymi drużynami Holandii i Kanady.

Na koniec rywalizacji w Norwegii swój drugi krążek wywalczył Semirunnii, który po raz kolejny stanął na podium, tym razem zdobywając srebro na dziesięć tysięcy metrów. Biało-czerwoni zakończyli tym samym mistrzostwa z trzema medalami – srebrnym i dwoma brązowymi.
– Generalnie dwa i dwa medale byłoby ogromnym sukcesem, a mamy w sumie sześć – podkreśla Rafał Tataruch, prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. – Coś niesamowitego, duża różnorodność, pewne zaskoczenie, tak jak Władymir na tych długich dystansach. Przepiękne chwile, kiedy Natalia wróciła do swojego wysokiego poziomu. To są wydarzenia, które naprawdę fajnie budują nas na kolejny bardzo ważny sezon. To jest wiatr w żagle dla wszystkich. Widzimy, że idziemy w dobrym kierunku, że te rzeczy, którymi wspieramy cały team, są dobre. Oni wiedzą, że to, co robią naprawdę ma sens, bo pokazują, że cały czas z sezonu na sezon idziemy do przodu. Jakbyśmy sobie przeanalizowali ostatnie dwa, trzy lata, to każdy sezon jest historyczny, a ten jest wyjątkowo historyczny. Mam nadzieję, że utrzymamy ten trend i przyszły znów będzie lepszy od tego, który teraz właśnie kończymy. Mistrzostwa Świata i medale na nich są pewnym prognostykiem tego, co może się wydarzyć – dodaje prezes.

– Nie było jeszcze takiego sezonu, bo z najlepszej strony pokazał się Władymir, czarny koń tych zawodów można powiedzieć – mówi z kolei Andżelika Wójcik. – Nikt by nie przypuszczał, jeszcze kilka miesięcy temu, gdzie chłopak miał niewyjaśnioną sytuację w związku z powołaniem do kadry narodowej, a teraz okazało się, że przywiózł dwa medale z pięciu i dziesięciu kilometrów. Dla mnie to jest niesamowite! Ja także chciałam pójść jego śladami. Udało się, zdobyłyśmy brąz z dziewczynami. Byłam tak zapatrzona w wynik Władymira, że sama też chciałam stanąć na podium. Nie ukrywam tego, miałam bardzo wysoką dyspozycję w tym sezonie, udało się wywalczyć krążek w Pucharze Świata. Z Norwegii też chciałam przywieźć medal z pięciuset metrów, ale ostatecznie wystarczyło do ósemki – dodaje.
Równie doskonałe wieści dotarły z Pekinu, gdzie kapitalnie spisali się nasi specjaliści od short tracku. To były najlepsze mistrzostwa świata w short tracku w wykonaniu Polaków w historii! Najpierw żeńska sztafeta wywalczyła srebrny medal mistrzostw świata na dystansie 3000 metrów. Natalia Maliszewska, Nikola Mazur, Gabriela Topolska i Kamila Stormowska zdobyły pierwszy, historyczny medal mistrzostw świata dla polskiej żeńskiej sztafety. Z kolei w niedzielnych zmaganiach biało-czerwoni dołożyli dwa brązowe medale, Natalia Maliszewska wywalczyła krążek na 500 metrów, a na trzecim miejscu na metę przyjechała nasza mieszana sztafeta (w składzie: Michał Niewiński, Kamila Stormowska, Natalia Maliszewska i Diane Sellier, otrzymał go też Łukasz Kuczyński, który startował w ćwierćfinale).
– Niesamowite, miałam takie wrażenie, że to, że mieliśmy mistrzostwa świata w jednym czasie i tor długi i tor krótki, to w pewnym momencie tam już był taki przemiał medalowy, że ciężko było się już trochę połapać, tu medal, tam medal, tu znowu medal – cieszy się Natalia Maliszewska. – Codziennie był jakiś krążek. Myślę, że to był historyczny weekend dla łyżwiarstwa, i my jako łyżwiarze jesteśmy dumni z tego, że tak ten weekend się potoczył, że mogliśmy napisać kolejną piękną historię. Znowu o łyżwiarstwie jest głośno. Ja przez cały sezon rzeczywiście walczyłam o to, żeby wrócić. Nie chcę mówić do starej siebie, ale do tego flow, do takiego ścigania się, które miałam wcześniej, które było po prostu naturalne w moim wykonaniu. Przez pierwszą część sezonu nie mogłam się odnaleźć, nie wiedziałam co się dzieje, nie wiedziałam dlaczego to, co wcześniej działało, teraz nie działa. Sezon był po prostu długi i męczący, a na sam koniec, na te najważniejsze zawody w sezonie po prostu coś kliknęło w tym wszystkim. Szczerze, ja trochę wciąż nie mogę w to uwierzyć.

– Rzeczywiście to jest spełnienie marzeń – podsumowuje Konrad Niedźwiedzki, dyrektor sportowy PZŁS. – To jest idealny sezon, który zakończyliśmy w najlepszym możliwy sposób. Wielu rzeczy się nie spodziewałem i rzeczywiście byłby to piękny sen, ale ten sen jest prawdą i bardzo się cieszę, że z sześcioma medalami, pięknie podzielonymi po trzy na każdy tor, kończymy sezon.

