Polska bohaterka mistrzostw wróciła do domu. Czekała tylko na jedno

Zimowe
Polska bohaterka mistrzostw wróciła do domu. Czekała tylko na jedno
fot. PAP/EPA
Natalia Maliszewska wróciła do domu po wyczerpującym sezonie

Jedna z bohaterek zakończonych w niedzielę mistrzostw świata w short tracku Natalia Maliszewska cieszy się z możliwości powrotu do domu po wyczerpującym sezonie. - Od 27 grudnia spędziłam tam pięć dni. Chcę wreszcie napić się kawy z własnego kubka - powiedziała zdobywczyni trzech medali w Pekinie.

29-letnia łyżwiarka Juvenii Białystok w stolicy Chin cieszyła się ze srebrnego medalu w kobiecej sztafecie oraz z brązowych w sztafecie mieszanej i indywidualnie na 500 m.

 

ZOBACZ TAKŻE: Sześć medali mistrzostw świata w jeden weekend. Historyczne starty Polaków

 

- Nigdy nie wróciłam z zawodów rangi mistrzowskiej z trzema medalami. Było nawet blisko na mistrzostwach Europy w styczniu, ale nie wyszło do końca. Jeszcze trochę nie wierzę w to, co wydarzyło się w ten weekend. Po starcie na 500 m trzeba było pakować torby i wsiadać w samolot. Wszystko było szybkie i ulotne - relacjonowała Maliszewska po powrocie do Polski.

 

To wynik spektakularny nie tylko dla niej, ale też historyczny dla Polski. Dotychczas w mistrzostwach świata w tej dyscyplinie biało-czerwoni wywalczyli dwa medale, a jeden z nich zdobyła... Maliszewska, która zajęła drugie miejsce na 500 m w 2018 roku w Montrealu.

 

- Jestem zadowolona z tych trzech medali, ale potencjał był taki, że mogliśmy dołożyć do tego jeszcze trzy krążki. Niestety, w short tracku nie wszystko zależy od nas. Ten sport uczy pokory. Trzeba mieć świadomość, że możemy być świetnie przygotowani i wyjechać bez medalu albo odwrotnie - skomentowała trenerka polskiej kadry Urszula Kamińska.

 

Przed trzema laty w Pekinie Maliszewska była jedną z najpoważniejszych kandydatek do olimpijskiego medalu z całej polskiej reprezentacji, obok skoczków narciarskich, jednak zawirowania związane z niespójnymi wynikami testów na COVID-19 sprawiły, że Polka nie mogła wystartować na swoim koronnym dystansie. Była odizolowana, zamknięta sama w pokoju, bez możliwości trenowania na lodzie. Wówczas martwiła się nawet o swoje zdrowie psychiczne, bo nie przestawała płakać.

 

- Mój mózg ma taką tendencję, że dość łatwo wypiera te złe rzeczy. To już jest historia, o której chyba bardziej pamiętają ludzie z zewnątrz, niż ja sama. A to, co wydarzyło się w ten weekend, na zawsze pozostawi Pekin z takim słodkim smakiem - podkreśliła.

 

Kamińska przyznała nawet, że jest "wdzięczna" za te wydarzenia, bo wszyscy dzięki nim dużo się nauczyli.

 

- Takie ciężkie sytuacje wydobywają z nas wszystkich - z trenerów, członków sztabu, współpracowników, zawodników - nasze największe pokłady mocy. Wtedy weryfikujemy, na ile jesteśmy silni mentalnie. To nie było łatwe ani dla Natalii, ani dla całej grupy wokół niej, ale jestem za to wdzięczna, bo dzięki temu wiemy, ile możemy znieść - i już wiemy, że bardzo dużo - stwierdziła trenerka.

 

Kolejne igrzyska odbędą się już następnej zimy, 6-22 lutego w Mediolanie i Cortinie d'Ampezzo. Na początku sezonu trzeba będzie jednak w zawodach World Tour (następcy Pucharu Świata) zdobyć kwalifikacje.

 

- W tym sezonie rozkręcaliśmy się z czasem - im bliżej końca, tym wyższa forma. W następnym potrzebujemy dobrej dyspozycji już na początku, bo będą to zawody kwalifikujące nas do igrzysk olimpijskich. Musimy szykować zawodników na dwa szczyty formy - zaznaczyła Kamińska.

 

Pierwsze zgrupowanie przygotowawcze planowane jest na maj, ale zawodnicy do pracy wrócą już w połowie kwietnia. Przerwa nie będzie więc długa. Trenerka kadry wie już, na czym będzie musiała się skupić, aby jej podopieczni zrobili zauważalne postępy.

 

- W dalszym ciągu uważam, że możemy jeździć lepiej technicznie i poruszać się lepszymi trajektoriami. Jeśli się na tym skupimy, to może nam przynieść największe profity. Musimy wzbogacić nasz wachlarz rozwiązań taktycznych. Jesteśmy szybcy i wytrzymali, ale nie wykorzystujemy wszystkich sytuacji na torze, które powinniśmy - analizowała.

 

Maliszewska cieszy się przede wszystkim, że będzie mogła wrócić do domu i spędzić czas z bliskimi.

 

- To, jak się sezon zakończył, daje dużo energii, paliwa, pewności siebie i bardzo motywuje. Ale teraz czas na regenerację. Trochę już zapomniałam, jak to jest być w domu. Od 27 grudnia byłam tam przez pięć dni. To był bardzo gorący i intensywny okres. Chciałabym usiąść na własnej kanapie, napić się kawy ze swojego kubka i obejrzeć swoją ulubioną śniadaniówkę. Długo na to czekałam. A później muszę wylecieć gdzieś, gdzie mocno świeci słońce, bo działam na baterie słoneczne - zakończyła.

JŻ, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie