Michał Probierz pokazał nową twarz. Tylko tak możemy wygrać bilety na MŚ
Dwumeczem z Litwą i Maltą reprezentacja Polski niewiele może wygrać, choć jest skazana na podniesienie z murawy sześciu punktów. Ważne jest co innego – wypracowanie schematów, dzięki którym w czerwcu w Holandii, bądź Hiszpanii nie będziemy skazani na rolę chłopców do bicia. Najważniejsze, że Michał Probierz już pokazał nowe oblicze i skończył z poligonem doświadczalnym. W ten sposób może tylko pomóc drużynie narodowej.
Turnieje o MŚ FIFA organizowała już 22 razy, Polska awansowała na nie dziewięć razy. Czy uda się to zrobić po raz dziesiąty? Dzisiejszym meczem z Litwą na PGE Narodowym (początek o godz. 20:45) rozpoczną kwalifikacje. Bezpośredni awans zyska tylko zwycięzca grupy, drugi zespół czeka walka w barażach.
Polskę i Litwę w rankingu FIFA dzieli niemal 100 miejsc. Trener naszych rywali Edgaras Jankauskas ma taki potencjał, że musi powoływać Titasa Milasiusa, który w ostatnich sześciu kolejkach wchodził z w ławki w ostatnim zespole polskiej 1. Ligi Pogoni Siedlce. Inny wynik niż wysokie zwycięstwo Polski będzie rozczarowaniem. Dlatego warto prześwietlić grę i schematy, jakie prezentują podopieczni Michała Probierza.
ZOBACZ TAKŻE: Bez rozstrzygnięcia w Rotterdamie! Mistrzowie Europy ratują remis w końcówce
To, co najbardziej szwankowało w pierwszych 17 meczach kadry pod batutą Michała Probierza, to całkowity brak stabilizacji. Zarówno wyjściowego składu, jak i powołań, w których za każdym razem starał się wygrzebać jakiś oryginalny wynalazek, swoją wersję „Adamiakowej” ze słynnej reklamy z udziałem selekcjonera Franciszka Smudy przed Euro 2012. Wystarczy wspomnieć kreowanych na papierowego lidera defensywy Patryka Pedę, czy równie papierowego szefa na „szóstce” Maksiego Oyedele.
Trener Probierz bronił się, że w Lidze Narodów miał prawo pozwalać sobie na poligon doświadczalny. Sęk w tym, że ów poligon zaczął się jeszcze w końcówce eliminacji do Euro 2024, w których drużynę prowadził nie w dwóch ostatnich meczach, jak mu dziś podpowiada pamięć, tylko w trzech: z Wyspami Owczymi (2:0), Mołdawią (1:1) i Czechami (1:1). Już wtedy mieszał wyjściowym składem niemiłosiernie dla automatyzmów, które można uzyskać tylko poprzez stabilizację. Do obsadzenia pozycji trzech środkowych obrońców potrzebował aż pięciu piłkarzy – trio Tomasz Kędziora, Patryk Peda, Jakub Kiwior przeobraziło się w tercet: Paweł Bochniewicz, Jan Bednarek, Kiwior. Na innych pozycjach również następowały niewymuszone rotacje.
Na szczęście, wygląda na to, że ten okres błędów i wypaczeń Probierz ma za sobą. Pokazał to już w powołaniach na marcowe mecze, w których po raz pierwszy nie ma żadnych wynalazków. Pokaże też w składzie na dzisiejsze starcie z Litwą . Najprawdopodobniej trójkę stoperów będą stanowić: Kamil Piątkowski, Jan Bednarek i Jakub Kiwior. Piątkowski zapunktował u Probierza nie tylko piękną bramką na 1:1 w listopadowym meczu Ligi Narodów ze Szkocją, ale też zmianą klubu na nieco słabszy (RB Salzburg na Kasimpasę), by w ten sposób zyskać większą regularność gry. Oczywiście, przy okazji warto się zastanowić, czy Piątkowski, w czwartym roku zagranicznych wojaży jest dziś w mocniejszym klubie niż ten, z którego wyjeżdżał. Ranking UEFA wyżej ceni Raków Częstochowa (319 miejsce w Europie) niż Kasimpasę (354.).
Podoba mi się też fakt, iż Probierz, w wypadku Kiwiora, odchodzi od swej podstawowej reguły: „Stawiam tylko na tych, którzy regularnie grają w klubach”. 8 grudnia nastąpił ostatni występ w Premier League Kiwiora, całe szczęście, że zagrał w rewanżu 1/8 finału Ligi Mistrzów z PSV Eindhoven, który po zwycięstwie Arsenalu 7:1 na wyjeździe, nie miał wielkiego ciężaru gatunkowego. W „Kanonierach” Kiwior gra tyle, co kot napłakał, ale bolesna prawda jest taka, że nie mamy lepszego środkowego, lewonożnego obrońcy, który na dodatek potrafi wyprowadzić atak. Minuty, jakie Jakub otrzyma w meczach z Litwą i Maltą są mu potrzebne jak rybie woda.
Ważnym ruchem Probierza i stanowiącego dla niego wielkie wsparcie trenera bramkarzy Andrzeja Dawidziuka, jest ogłoszenie bramkarza numer „jeden” – Łukasza Skorupskiego. Przy całym szacunku dla Marcina Bułki, wyraźna hierarchia może tylko wyjść na korzyść drużyny, a zwłaszcza zrozumienia defensywy z bramkarzem.
Michał Probierz musi pójść za ciosem. Wiadomo, że bez kontuzjowanych Nicoli Zalewskiego i Piotra Zielińskiego ofensywa ucierpiała i to mocno, ale jeśli na serio myślimy o tym, by wygrać rywalizację o bezpośredni awans na mundial z Hiszpanią, bądź Holandią, musimy diametralnie poprawić organizację gry po stracie piłki. W tym aspekcie każdy musi wiedzieć co robić i jak reagować. W ubiegłym roku, również w kończącym go starciu ze Szkocją, „Biało-Czerwoni” wyglądali pod tym względem jak pospolite ruszenie, a potrzebujemy wprawionej w bojach armii zawodowców.
Z jednej strony Probierz stracił Zalewskiego i Zielińskiego, ale odzyskał po kontuzjach Matty’ego Casha i Jakuba Modera, który po przejściu do Feyenoordu odzyskał szczytową formę.
Dobrze się stało, że PZPN podjął próbę poprawy atmosfery podczas meczów na Stadionie Narodowym. W meczu z Litwą oficjalnie swą przygodę z zagrzewaniem do dopingu rozpocznie Stowarzyszenie Kibiców Reprezentacji Polski „To My Polacy!”, z którym związek nawiązał współpracę. „Młyn” kibicowski znajdzie się na sektorze D15, czyli za bramką od al. Ks. J. Poniatowskiego.
Dzięki temu zapewne na Narodowym nie będzie panowała momentami grobowa cisza, jak na meczach szachowych. A tak było jeszcze podczas ubiegłorocznych spotkań.
Przejdź na Polsatsport.pl