Iwanow: Powrót Żewłakowa. Legia „znalazła” dyrektora

Iwanow: Powrót Żewłakowa. Legia „znalazła” dyrektora
fot. PAP
Michał Żewłakow

Legia Warszawa po trzech miesiącach poszukiwań (?) ma nowego dyrektora sportowego. Nowego, a zarazem starego, bo przecież Michał Żewłakow pełnił już tę rolę przy Łazienkowskiej. Ale po rozpadzie triumwiratu Dariusz Mioduski/Bogusław Leśnodorski/Maciej Wandzel ten pierwszy, który samodzielnie przejął stery, uznał, że „Żewłak” jako człowiek „Leśnego” nie będzie już tym pionem zarządzał.

Czy ta decyzja nie była wtedy zbyt pochopna? Ale czy z drugiej strony czy tak nie dzieje się w wielu instytucjach? Po zmianie władzy, gdziekolwiek, nie mówi się „goodbye” wielu osobom, które mają przecież kompetencje, know how i odpowiednie narzędzia by dalej tę funkcję sprawować?

 

Wybitny reprezentant Polski zajmował się potem Zagłębiem Lubin i Motorem Lublin, po czym zajął się – z powodzeniem - pracą eksperta w Canal Plus. Media mają zresztą w swych szeregach wielu innych byłych piłkarzy, którzy pełnili wcześniej dyrektorskie bądź inne tego typu role. Grzegorz Mielcarski, Kamil Kosowski, Marcin Baszczyński czy Marek Jóźwiak to pierwsze z brzegu przykłady, która nasuwają się bez głębszego wertowania twardego dysku w głowie czy laptopa. Paweł Golański wciąż został po drugiej stronie „mocy”, mimo że przecież świetnie radził sobie w roli „co-commentatora”. Pomagał w ŁKS-ie, nadzorował Koronę Kielce, dziś pracuje dla rozwoju lubelskiego Motoru.

 

ZOBACZ TAKŻE: O krok od dużej zmiany w przepisach w piłki nożnej. Nowa zasada "gry pasywnej"

 

Decyzja o sięgnięciu po Żewłakowa zyskała powszechną akceptację środowiska i słusznie. Ale jak zawsze jest też druga strona medalu. Cała sytuacja przypomina bowiem poszukiwanie przez Legię napastnika. Próby z zatrudnieniem kogoś zza granicy kończyły się fiaskiem, może właśnie dlatego, że w czasie negocjacji w klubie nie było sportowego dyrektora. Sięgnięto więc po średniego ligowca, Ilię Szkurina, do tego zrobiono to po czasie zgłoszeń na Ligę Konferencji, więc przeciw Molde i Chelsea Legia nie mogła i nie może korzystać z usług Białorusina. Jednym z zarzutów wobec poprzedniego „szefa” Jacka Zielińskiego był brak odpowiednich kontaktów za granicą, dlatego szukano więc najpierw nie na naszym rynku.

 

Zatrudnienie Jiriego Bilka było mrzonką. Spotkał się on z wierchuszką Legii, bo tak wypadało, poza tym bywał w Polsce przy okazji występów w roli prelegenta na kursie na dyrektorów przy Szkole Trenerów PZPN. Czech pracuje z skutecznie w Slavii, która niebawem będzie świętować mistrzostwo Czech i szykować się na Champions League. Latem sprzedał piłkarzy za prawie 30 milionów euro. Na rynku wewnętrznym potrafił wydać na napastnika Pilzna 3 miliony. Odejście z tego projektu nie było możliwe. Nie wiadomo dlaczego nie udało się dogadać z Marcelem Klosem, Niemcem polskiego pochodzenia z przeszłością w RB Lipsk, Vitesse Arnhem, Genoi i HSV. 1 marca trzydziestosześciolatek objął więc to stanowisko w walczącym o powrót do Bundesligi Kaiserslautern. Ale jego CV i pomysł na Legię widocznie nikomu w Warszawie nie zaimponował. Dlatego sięgnięto po osobę, która pewne ścieżki dość dobrze już przetarła. Szkoda jednak, że stało się dopiero pod koniec marca.

 

Żewłakow ma wciąż mnóstwo piłkarskich kontaktów i przyjaciół za granicą. O znajomości polskiego rynku nie trzeba nikogo przekonywać. Na tej robocie się zna i jej nie zapomniał. Musi mieć jednak twardą rękę i także tą część ciała, która poniżej pleców traci swą szlachetną nazwę. Jeżeli ma być skuteczny trzeba dać mu zaufanie, odpowiednich ludzi do pomocy i nie podważać jego autorytetu. Wspierać i nie przeszkadzać. Tylko w takim wypadku Legia może wrócić na to miejsce, w którym była, gdy ostatnio „Żewłak” się z nią żegnał.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie