Iwanow: Organizacyjnie znowu „Stal Mielec”?
Przez ostatnich kilka lat z podziwem patrzyłem na to, co działo się w Stali Mielec. Klub wyszedł nie tylko na prostą, ale zaczął należeć do nielicznej w Ekstraklasie grupy podmiotów, które nie tylko nie cierpiały na notoryczne „manko”, ale potrafiły zarabiać. Być na plusie. Mimo jednego z najmniej pojemnych stadionów w elicie potrafiły czerpać zyski z dnia meczowego, bo prawie zawsze był komplet.

Nieźle funkcjonował „merchandising”. Piłkarze nie zarabiali kroci, ale mieli pewność terminowych wypłat i mogli korzystać z dobrego systemu premiowania za punkty oraz realizację celów. Drużyna była mądrze skomponowana, złożona z kliku piłkarzy doświadczonych, którzy wiedzieli, że tu „muszą” zrobić wszystko, by przedłużać swą młodość, bo Ekstraklasa bić już się o nich nie będzie. Kilku niezłych obcokrajowców i logicznie zarządzanymi młodzieżowcami. Także jeżeli chodzi o zawodników wypożyczanych. To tu regularną grę zbierali Maksymilian Pingot, Igor Strzałek, Mateusz Kochalski, Bartosz Mrozek czy Fryderyk Gerbowski. Udawało się też zarabiać nieźle na transferach wychodzących. Za Saida Hamulica „skasowano” 2,5 mln euro, za Kochalskiego 900 tysięcy. W Mielcu zacierano też ręce gdy po Ilię Szkurina sięgnęła Legia. 1,2 mln? 1,5 mln? Raty czy też nie - to nadal sporo.
Napisałem wtedy jednak, że po pierwsze, Białorusin może nie pomóc warszawianom, a po drugie tak osłabić Stal, że ta za chwilę będzie walczyć o utrzymanie. Oba procesy bardzo szybko weszły w życie.
Stal właśnie pożegnała kolejnego trenera - Janusza Niedźwiedzia. Zatrudniła Ivana Djurdjevica, który ostatnio pracował jako dyrektor sportowy w Lipawie na Łotwie. W Śląsku Wrocław szło mu średnio, podobnie w Lechu, gdzie za szybko został wrzucony na głęboką wodę. Najlepiej funkcjonował w Chrobrym Głogów, grał z nim nawet w barażach o Ekstraklasę i tym zainteresował wtedy Śląsk, ale jednak od najwyższego poziomu w pewnym sensie się „odbił”. Czy to właściwy ruch? Nie wiem. Błędem było przede wszystkim pochopne pożegnanie się z Kamilem Kieresiem. 30 sierpnia po zaledwie kliku kolejkach, gdy wcześniej przez półtora roku szkoleniowiec ten realizował zadania i cele?
Ktoś nie wytrzymał ciśnienia przy pierwszym kryzysie, który do tego miał miejsce jeszcze latem? Liczono na więcej? Jak kiedyś w Radomiaku od Dariusz Banasika, by bił się o „puchary”, co było kompletnym nieporozumieniem. Kiereś kończył sezony dwa razy na 11. miejscu z 43 punktami i to są porządne dorobki. Dziś Stal jest bez szans, by mieć z „przodu” czwórkę. Jest w strefie spadkowej, ma 26 punktów, trzeciego trenera, na pewno nie lepszego, niż ten który zaczynał rozgrywki, pieniądze ze sprzedaży Szkurina i… widmo degradacji mocno zaglądające do okien. Jeżeli dojdzie ona do skutku, hasło „organizacyjnie Stal Mielec” znów nabierze swojego dawnego znaczenia. A przecież jakiś czas temu klub był synonimem porządku i mądrości, a nie bałaganu. Dwie pochopne decyzje mogą mieć tu bardzo przykre konsekwencje.
Przejdź na Polsatsport.pl