Mocny atak na Wisłę. Królewski ripostuje! "Totalnie absurdalna sytuacja"
Czy rozbudzenie nadziei kibiców publikacją zdjęcia z negocjacji z Wojciechem Kwietniem było potrzebne? Jaką pokutę wymyśliła mu żona za zbesztanie kibica? Czy możliwe jest wypalenie fajki pokoju z prezesem Cracovii Mateuszem Dróżdżem? Dlaczego wielki biznes omija polską piłkę? Właściciel Wisły Kraków Jarosław Królewski odpowiedział na to szczerze. W środę o godz. 21 Wisła zagra z Jagiellonią o Superpuchar. Transmisja w TV 4, Polsacie Sport 1, Polsacie Sport Premium 1 oraz na Polsat Box Go.

Michał Białoński, Polsat Sport: Przeciera pan oczy ze zdumienia, kiedy widzi argumenty poważnych ludzi, że kibice Wisły słusznie są niewpuszczani na stadiony, bo nie podpisali nieoficjalnego paktu o nieużywanie niebezpiecznego sprzętu w spotkaniach wyjazdowych? To wygląda jak próba usankcjonowania podziemia kibicowskiego, czy właściwie pseudokibicowskiego?
Jarosław Królewski, prezes Wisły Kraków: To jakiś dramat, z mojej perspektywy rzecz niewyobrażalna. Zapytałem ostatnio dziennikarzy o to, jaka by była ich reakcja, gdybym powiedział, że podpisałem taki pakt w imieniu Wisły. Zapytaliby zapewne o to, z kim go podpisałem! Kto kogo reprezentuje w tym układzie, jakie są założenia?
To jest śmieszne, że mówimy o podpisywaniu paktu na temat rzeczy, które co do zasady są nielegalne, jak atakowanie kogokolwiek ze sprzętem. I nagle mamy robić dodatkowe prawo, które stoi nad prawem polskim?! To przecież totalnie absurdalna sytuacja!
ZOBACZ TAKŻE: Jarosław Królewski: Nie ma w Polsce odważnego z fair play wobec Wisły Kraków
Jak pan patrzy teraz na to, co się dzieje z drużyną? Bo oczywiście Mariusz Jop zaczął swą misję jesienią wspaniale, od czterech zwycięstw z rzędu. Ale ostatnio drużyna gra w kratkę. Oprócz fenomenalnych zwycięstw, jak to nad Ruchem w Chorzowie, zdarzają się porażki, jak ze Zniczem u siebie, czy Miedzią w Legnicy. Czy ta tendencja niepokoi pana, czy nauczył się pan cierpliwości do trenerów?
Ja patrzę na to w taki sposób, że doskonale pan wie, iż Wisła Kraków jest takim miejscem, gdzie aklimatyzacja piłkarzy różnie wygląda. Myślę, że to jest coś, na co my tak naprawdę trochę chorujemy od paru, a nawet parunastu lat. No bo pamięta pan sytuację Macieja Żurawskiego, jak długo zajęło mu, żeby stać się wielkim piłkarzem?
Półtora roku.
Piłkarze, którzy do nas przychodzą nie od razu radzą sobie z presją, jaka wiąże się z reprezentowaniem Wisły Kraków. Wisła jest specyficznym klubem, dlatego okres adaptacji, rozbieg w niej, czasami jest dłuższy. Natomiast ja bardzo liczę na tych zawodników, w szczególności, że jak weźmiemy przykład Frederico Duarte. Też wydawało się, że jest bez formy, ale już po paru meczach naprawdę zaczyna dobrze funkcjonować na boisku. Zatem nauczył się tego miejsca, więc bądźmy cierpliwi i zobaczymy, jak ta sytuacja będzie wyglądała z pozostałymi sprowadzonymi latem piłkarzami. Każdy w zespole jest - moim zdaniem - bardzo potrzebny. Ten sezon jest długi i mam nadzieję, że każdy znajdzie swoją rolę na boisku. Zresztą słynny jest casus Eneko Satrusteguiego, który nie grał za dużo, zdarzały mu się błędy, a jednak zapisał się w historii Wisły już na wieki.
To prawda. W ostatnich sekundach drugiej połowy ubiegłorocznego finału Pucharu Polski strzelił bramkę na wage dogrywki, w której zwycięstwo Wisły przypieczętował Angel Rodado. Czy z myślą o nowym sezonie ma pan przygotowany wariant pesymistyczny, na wypadek braku awansu do Ekstraklasy? Bo dzisiaj statystyki pokazują, że Wisła ma na to około 20 procent szans.
Tak, zgadza się. Natomiast my musimy walczyć o jak najwyższą pozycję w lidze. To jest najważniejsze. Mecze, które pozostały do końca musimy po prostu wygrywać i zadbać o to, żeby mecze barażowe rozegrały się u nas. Więc to jest pierwsza sprawa. Druga sprawa - ta liga widziała już takie sytuacje i ciekawe momenty, że sporo się może zdarzyć. Punktów do zdobycia jest jeszcze sporo i musimy po prostu do tego podejść na tyle poważnie, żeby po prostu wygrać każdy kolejny mecz. I to jest jak najbardziej możliwe.
Trzeba przygotować się mentalnie, że te baraże mogą się zdarzyć i zdarzą się pewnie, jak się nam uda te mecze wygrać, więc musimy być gotowi na system pucharowy. I mam nadzieję, że doświadczenia z pucharów europejskich nam pomogą.
Dlaczego wielki biznes omija polską piłkę szerokim łukiem. Jarosław Królewski tłumaczy
Prowadzi pan od kilku lat wiele negocjacji z potencjalnymi inwestorami, sponsorami. Jaka jest pana diagnoza? Dlaczego do polskiej piłki nie garnie się poważny biznes międzynarodowy? Czy to wynika z sytuacji Polski w makroregionie? Wprawdzie ostatnio Pogoń przejął pochodzący z Iranu Kanadyjczyk Alex Haditaghi. Czy to sygnał na przełamanie niekorzystnego trendu?
Ale też znamy warunki, w jaki przychodził pan Haditaghi, wiemy, jak to przejęcie klubu wyglądało. Życzymy mu oczywiście bardzo dużo radości i sukcesów Pogoni, ale też to nie były przejęcia, które można nazwać jakimiś sukcesami, jeśli chodzi o negocjacje. W kontekście tego, że poprzedni właściciel pewnie nie jest super zadowolony z tej biznesowej trakcji.
Chodzi panu o to, że to była ucieczka przed widmem bankructwa spółki?
No tak. My rozmawiamy z wieloma funduszami, różnymi osobami w tym zakresie. I cały czas staramy się ich przekonać do Polski, nie tylko i wyłącznie do piłki nożnej, ale i do wielu różnych innych rzeczy. Wiele firm do Krakowa przychodzi i ja staram się lobbować, żeby tutaj inwestowały. Natomiast problem jest taki, że wbrew pozorom nie opłaca się tego robić.
Dlaczego?
Z prostego względu. Żaden poważny fundusz, który obraca ogromnymi pieniędzmi, nie przyjdzie tu zainwestować w klub piłkarski, np. 10-15 milionów dolarów, z uwagi na zbyt niski zwrot z takiej inwestycji. Natomiast to się zmienia. Uważam, że jesteśmy w dobrym momencie. Zresztą po samej Wiśle widzimy, jak wygląda zainteresowanie jej meczami, bo mało kto zauważył, że grająca w pierwszej lidze Wisła ma jedną z lepszych średnich frekwencji od 20 lat. Ja uważam, że to się będzie zmieniało i Polska będzie coraz bardziej atrakcyjnym rynkiem i inwestycje będą jeszcze większe. Zakładając dzisiaj, że jeżeli ktoś myśli o Polsce jako centrum, to jego inwestycje musiałyby być bardzo przemyślane pod kątem infrastruktury itp.
Moim prywatnym zdaniem, i takie samo jest inwestorów, Wisła Kraków jest zbyt dużym klubem, żeby stać się klubem satelickim dla dużej marki z Zachodu. Tutaj kibice mają swoją tożsamość, swoją wizję, swoje ambicje i swoją kulturę.
Ale mimo wszystko, mogą się zdarzyć sytuacje, w których inwestorzy pozostawiają dużą wolność ekosystemu i to może być jakieś rozwiązanie.
Natomiast ja osobiście uważam i będę tego się tego trzymał, że Wisła jest na tyle atrakcyjna, że będzie miała wkrótce potężnych inwestorów. Z tego względu, że Kraków to drugie największe miasto w kraju, który ma prawie 40 mln mieszkańców, więc pod tym względem wszystko się zgadza. Trzeba się cieszyć z tego, że coraz więcej firm inwestuje w piłkę. No i myślę, że to jest też dobra okazja dla firm, które chcą się otworzyć na ten rynek. Wisła to dobra okazja dla firm, więc ciekawe rzeczy przed nami. Trzeba być pozytywnej myśli.
Na pewno nie można cały czas mówić, że jest źle, bo to odciąga sponsorów i powoduje marazm. Zawsze i wszędzie są wyzwania, czy to w biznesie, czy w klubie piłkarskim. Ważne jest, żeby mieć świadomość, co się dzieje, żeby mniej więcej kontrolować to, że wiemy, na co możemy liczyć, czego możemy się spodziewać. I też nawet mamy takie poczucie, że jesteśmy w stanie mieć kilka rozwiązań, szukać tych rozwiązań, bo zawsze będą wyzwania w klubach piłkarskich, w których np. sprzedaż biletów czy frekwencja są uzależnione od wyników. Jest dużo zmiennych. W takim klubie jak Wisła Kraków bardzo trudno jest zapanować nad płynnością finansową.
Natomiast, umówmy się, Wisła Kraków też pokazuje bardzo pozytywne fenomeny, bo jednak spadek do pierwszej ligi paradoksalnie powoduje, że na mecze chodzi więcej kibiców. Nawet nasz wzrost, jeśli chodzi o liczebność tych kibiców, w ujęciu procentowym, jest wyższy niż w Cracovii, która jest w Ekstraklasie. Zatem jeśli chodzi o procentowy przyrost kibiców, Wisła robi naprawdę dobre wrażenie.
Jarosław Królewski: Z nowej umowy ze sponsorem technicznym dostaniemy prawie dwa razy więcej
Czyli udało się rozpropagować modę na Wisłę?
Tak. Druga sprawa jest taka, że uważam, iż Wisła jest śpiącym Goliatem na różnych poziomach, a także broni się finansowo, bo utrzymuje sponsorów, o co martwiliśmy się po spadku. Prowadzimy coraz nowsze rozmowy.
Proszę uchylić rąbka tajemnicy.
Kończymy negocjacje ze sponsorem technicznym i już wiemy, że warunki umowy będą dla nas wybitnie dobre.
Lepsze niż te z dotychczasowym dostawcą?
Lepsze. Proces wyboru jeszcze trwa, obecny dostawca też jest w tym procesie. Natomiast już dzisiaj wiemy, że będą to dużo, dużo lepsze, prawie dwukrotnie lepsze warunki niż do tej pory.
Musimy zapanować nad tym organizmem, jednak nie robiąc tego, co jest najprostszym rozwiązaniem. Bo najprostszym rozwiązaniem dzisiaj byłoby zlikwidować niepiłkarskie sekcje, poddać się z akademią i wszystkimi innymi rzeczami. No bo wtedy uzyskalibyśmy piękny Excel, prawda? A widzi pan, co się dzieje w Widzewie? Tam wszystko jest w porządku, a mimo wszystko presja ze strony kibiców jest tak duża, że klub potrzebuje się jeszcze bardziej rozwijać. W Wiśle też tak jest, że się nie da tak łatwo zatrzymać wydatków. Kierując się tylko Excelem, powinniśmy zredukować około 30 procent swoich kosztów, żeby zniknęły problemy z dokładaniem pieniędzy.
W formie pożyczki właścicielskiej?
Tak. Ale z drugiej strony to jest też tak, że Wisła Kraków nie może się pokazywać jako biedna mysz, która nie ma ambicji. Ograniczenie kosztów ogranicza też jakość, a to przekłada się na pozyskiwanie sponsorów, zabija nam akademię. Teraz widzimy jak ważna jest akademia. W ostatnim meczu kadry Polski U-20 było pięciu chłopaków, którzy w naszej Wiśle Kraków się wychowali: w pierwszym składzie byli Mariusz Kutwa, Kacper Duda i Wojciech Urbański, z ławki wchodził Aleksander Buksa, a siedział na niej Kacper Przybyłko. To też pokazuje, że trzeba być cierpliwym i nie da się tak po prostu tych “świateł” wyłączyć, bo ludzie tym żyją.
Czasami się zastanawiam, czy zredukowanie takich kosztów nie byłoby bardziej niebezpieczne niż dalsze dokładanie pieniędzy, bo mogłoby mieć to bardzo złe skutki. Zrobilibyśmy duży krok wstecz, jeśli chodzi o jakość tego, co tutaj się buduje.
Królewski nie oddał Wisły funduszowi, który przejął Lechię
Półtora roku temu był pan bardzo blisko, by oddać klub funduszowi, który ostatecznie trafił do Lechii Gdańsk. Gdyby PZPN ściśle się trzymał litery podręcznika licencyjnego, Lechia nadal miałaby zawieszoną licencję na grę w Ekstraklasie, z powodu długów. Opatrzność nad panem czuwała, że zatrudnił wywiadownię gospodarczą, w wyniku pracy której ostatecznie odstąpił pan od tej transakcji, uznając ją za ryzykowną dla przyszłości Wisły?
Są sprawy, których warto szerzej nie komentować, tak szczerze powiedziawszy. Natomiast jak pan widzi, ale nie tylko i wyłącznie w piłce nożnej, inwestycje różnego rodzaju często rozgrywają się na dniach. Wisła Kraków ma swoją specyfikę i na niektóre rzeczy po prostu nie może sobie pozwolić.
W Wiśle Kraków efekt źle narysowanego plakatu jest dużo mocniej negatywnie odbierany niż w każdym innym klubie, spoza topowych trzech, łącznie z Lechią Gdańsk. U nas każda sprawa jest bardzo mocno dyskutowana i opisywana. Ja ostatecznie jestem przekonany do tamtej decyzji i uważam, że dobrze zrobiłem.
Jarosław Królewski o negocjacjach z Wojciechem Kwietniem
Nie żałuje pan, że zbyt ofensywnie komunikował negocjacje z Wojciechem Kwietniem na temat jego ewentualnego wejścia w roli współudziałowca do Wisły? To rozbudziło apetyty do tego stopnia, że kibice czuli później rozczarowanie, iż ten zamożny biznesmen nie przyszedł do Wisły, tylko nadal koncentruje się na Wieczystej Kraków.
Przede wszystkim ja wierzę w to, że ludzi trzeba bardzo mocno edukować i muszą czytać przede wszystkim. Napisałem na ten temat dwa duże tweety. Jeden powstał zaraz po pierwszym dniu i było w nim napisane wprost, że będziemy sobie o tych rzeczach rozmawiać do końca sezonu i to jest długoterminowa sprawa, a nie “tu i teraz”.
Inna sprawa, że z mojej perspektywy, nic nie zostało ujawnione, ani nie przekazane, na co bym nie miał zgody drugiej strony. To jest pierwsza rzecz, a resztę po prostu zostawiamy temu, co co ma się zdarzyć albo się nie zdarzy. Zobaczymy.
Podoba mi się pana działalność gorącego serca, charytatywnego, jak utrzymywanie sekcji niekomercyjnych - Wisła Amp Futbol i Wisła Blind Football, ale też forma, w jakiej pan ofuknął jednego kibica, który miał do pana o to pretensje, była chyba zdecydowanie niewłaściwa?
Żeby było jasne: po pierwsze te sekcje dobrze sobie radzą, szukając sponsorów itp. I też nie są jakimś wielkim obciążeniem dla Wisły. Jeśli ktoś w sporcie, gdzie na stadion przychodzą dzieci, będzie prowadził swą działalność tylko po to, żeby wygrywać i nic więcej nie robić, to uważam, że to jest złe, bo sport jest dobrym pasem transmisyjnym dla wielu różnych, pięknych rzeczy i tyle.
Ja mam tak generalnie od dawna – i moja żona wie o tym – ze względu na to, jak w wielu tematach było mi w życiu ciężko, że “odpalam się” tylko i wyłącznie wtedy, jak ktoś uderza w edukację albo projekty społeczne. Jestem wówczas bezkompromisowy, doprowadza mnie to do wściekłości. Rzadko się “odpalam” po meczach, a przecież krytykują mnie, wyzywają itp. Nieważne.
Dlaczego te dwa tematy są dla pana kluczowe?
Moim zdaniem to jest kluczowe do rozwoju naszego społeczeństwa. Jestem na to bardzo uwrażliwiony. Na AGH budowałem takie projekty, zawsze byłem z nimi związany. Jak mi ktoś uderza w edukację albo takie projekty społeczne, to nie ma wtedy litości. Nigdy się nie “odpaliłem” tak w przypadku Wisły, jej piłkarzy, ani ich formy, ani siebie, tylko jak ktoś uderza w rzeczy, których naprawdę nie powinien komentować.
Ogólnie my mamy problem w Polsce z takimi właśnie projektami. My uczymy się dopiero tego, uczymy się filantropii i potem dlatego te nasze uniwersytety są słabe, bo na przykład w Stanach absolwenci mają poczucie, że muszą wrócić coś swojej miejscowości, swojej drużynie, swojej szkole, swojej bibliotece itd. Tam jest taka kultura.
Dobro wraca?
Tak. Wszyscy na nie pracują, budują. A my mamy takie podejście, że ledwie co taka inicjatywa się gdzieś pojawi, to już ją należy uwalić, bo jest finansowo może nieopłacalna, bo po co, a dlaczego? I to mnie w sumie bardzo mocno irytuje. Natomiast ja uważam, że rzadko mi się to zdarza, więc nie jest aż tak ze mną źle. Żona mnie potem do kościoła dwa razy wysłała.
Dobijając powoli do brzegu rzeki, a wasz stadion przypomina temat-rzekę, prezydent Krakowa Aleksander Miszalski jest zdeklarowanym kibicem Wisły, członkiem Stowarzyszenia Socios Wisła. Po waszych zwycięstwach aktywny jest w mediach społecznościowych, jak pod triumfie nad Ruchem. Jak zatem wyglądają rozmowy na temat normalizacji warunków najmu stadionu? Na razie macie najwyższą w Polsce stawkę ponad 200 tys. zł za mecz.
Staramy się te rzeczy konsultować. Natomiast jest jakaś inercja, która powoduje, że pan prezydent buduje swoje struktury w Krakowie. To nie jest też łatwe, więc ja uważam, że jeszcze przyjdzie czas na na jakieś sukcesy negocjacyjne w tym temacie. Na dzisiaj sytuacja jest przejrzysta odnośnie tego, które rzeczy są dla nas istotne, na tle innych rywali ligowych czy czy ekstraklasowych. Myślę, że pan prezydent i władze o tym wiedzą i. I mam nadzieję, że tym tematem będziemy się zajmować jeszcze bardziej intensywnie.
Jarosław Królewski o przepychankach słownych z prezesem Cracovii Mateuszem Dróżdżem
Mam jeszcze pytanie o prezesa Cracovii Mateusza Dróżdża. Wspólnie jesteście wśród liderów zarządzania w polskiej piłkce. Nie uważa pan, że zamiast wbijać sobie szpilki, powinniście współpracować, by dać dobry przykład kibicom obu drużyn? To by mogło wpłynąć na złagodzenie obyczajów. Na razie jednak pan mu wypomina, że choć jest doktorem do spraw zabezpieczenia imprez masowych, to kibice wchodzą mu z bramą na stadion, bądź biegają po dachu stadionu. A on, podczas akademii jubileuszowej Hutnika Kraków, mówi publicznie, że Hutnikowi, jako jedynej drużynie z Krakowa życzy awansu. Prezesowi Dróżdżowi też to samo pytanie zadałem, to odpowiedział, że z chęcią by z panem wypalił, że tak powiem, fajkę pokoju, ale nie w mediach społecznościowych, tylko żebyście się spotkali w cztery oczy. Czy pan by podjął takie wyzwanie, żeby po prostu wznieść się na inny poziom komunikacji między wami?
Po pierwsze, żeby była jasność, ja nigdy nie zaczynam takich gierek. Myślę, że pan prezes Cracovii rozpoczął taki tryb rozmów przez social media, mówiąc o jego parkingu, za który płacą kibice Wisły itd. Przecież ja na ten temat się nigdy nie wypowiadałem, a on dwukrotnie czy trzykrotnie w tym aspekcie Wisłę zaczepiał.
Generalnie myślę, że inaczej patrzymy na pewne rzeczy. Ja jestem bardziej “doerem”, a pan prezes Dróżdż był w różnych klubach i dla niego to jest funkcja, praca. I z tego powodu też pewnie mamy inne poziomy emocji z tym związane. To trochę tak, jakby pan miał cztery żony. On był Polkowicach, Zagłębiu Lubin, Widzewie, a teraz jest w Cracovii. Oczywiście, są ludzie, którzy mogą kochać cztery żony naraz, nawet się to praktykuje, natomiast mi byłoby trudniej.
A poza tym, ja mam o tyle specyficzną sytuację, że jestem prezesem, ale też jestem właścicielem i to jest inna moc decyzyjna. A inna sprawa też jest taka, że ja bardzo dobrze się znam z obecnymi właścicielami Cracovii.
Mówi pan o tych z Comarchu, czy o nowych właścicielach?
O nowych właścicielach, będących w Polsce i globalnie, znam ich od wielu lat. Bardzo się lubimy i przyjaźnimy, więc prowadzimy różne dyskusje na różne tematy często.
Ale tęskni pan za derbami? Legendarny piłkarz i działacz Cracovii dr Józef Lustgarten wypromował powiedzenie: “Cracovii jest potrzebna silna Wisła”. Derby Krakowa są najstarsze w Polsce, to jest znak towarowy o określonej jakości, który powoduje, że przez dwa miesiące całe miasto żyje tym meczem.
Oczywiście, że uważam, że oba kluby powinny być silne i życzę wszystkim przyjaciołom z Cracovii super rezultatów. Myślę, że oba kluby powinny być wizytówką Krakowa. Są najstarsze w kraju. Natomiast, czy my będziemy w stanie oduczyć ludzi autentycznej miłości do swoich klubów i takich wojenek podjazdowych, to myślę, że to będzie trudne. I to też ma jakiś tam swój trywialny urok, jakby mówiąc totalnie szczerze, o ile się nie kończy na takich rzeczach, które są już po prostu prawnie zabronione. Poza tym jest to rywalizacja jak każda inna. W szachach ludzie też się denerwują.
Przejdź na Polsatsport.pl