To podcięło skrzydła Wiśle Kraków. Nawet trener Jop był bezradny
Z punktu widzenia Wisły Kraków nie stało się nic strasznego: Superpuchar zdobyła Jagiellonia, która była zdecydowanym faworytem. Jeżeli coś powinno martwić kibiców krakowian, to niemoc strzelecka "Białej Gwiazdy", równie wielka przy stałych fragmentach gry. Niemoc, której nie da się przykryć popisowym wręcz rozgrywaniem piłki i pomysłową budową ataków.


Łukasz Zwoliński: Szacunek dla drużyny, bo graliśmy jak równy z równym z mistrzem Polski

Alan Uryga: Duża szkoda, bo daliśmy radę i długimi fragmentami byliśmy stroną dominującą

Mariusz Jop: Jest niedosyt, bo były momenty, w których przeważaliśmy

Jarosław Królewski: Możemy być dumni z zawodników i sztabu szkoleniowego

Taras Romanczuk: Podnoszenie trofeum to zawsze miłe uczucie, ale muszę pochwalić Wisłę

Mateusz Skrzypczak: Zabieramy trofeum do Białegostoku i zapisujemy się w historii

Michał Probierz: Mateusz Skrzypczak zagrał solidny mecz, jego też obserwuję

Olivier Sukiennicki: Mieliśmy swoje okazje, ale brakowało kropki nad "i"

Sławomir Abramowicz: Wisła Kraków chciała wygrać równie mocno, jak my

Adrian Siemieniec: Będziemy walczyć dalej, żeby powiększać gablotę z trofeami

Maciej Makuszewski: Trener Siemieniec nie lubi przegrywać i to jedyna rzecz, której on nie lubi

Ceremonia po meczu Jagiellonia Białystok - Wisła Kraków o Superpuchar Polski

Jagiellonia Białystok - Wisła Kraków. Skrót meczu
Gdy w ubiegły piątek nie wytrzymał bark Angela Rodado, stało się jasne, że zdobycie Superpucharu, z trudnego dla krakowian zadania, zamieniło się w ekstremalnie ciężkie. Lista strzelców Wisły mówi jasno: Rodado 18 bramek, Łukasz Zwoliński – 8, Alan Uryga, Rafał Mikulec, Angel Baena – po 2. Czyli Rodado, długo, długo nikt i Zwoliński, długo, długo nikt i pozostali. Na dodatek Zwoliński ostatnią bramkę strzelił w listopadzie ubiegłego roku. Czyli na miesiąc przed nadejściem zimy, a teraz mamy już wiosnę w pełni.
ZOBACZ TAKŻE: Królewski zadowolony mimo porażki. "Można być dumnym z zespołu"
Dramatyczna skuteczność Wisły: 105 strzałów i tylko cztery bramki
Wniosek jest prosty – po wypadnięciu Rodado, Wisła nie ma snajpera, dopóki nie odblokuje się Zwoliński. Skoro przy snajperach jesteśmy, to trudno strzelać w tym momencie do trenera Mariusza Jopa. Po prostu tak krawiec kraje, jak mu materii staje.
Gromadząc materiały potrzebne do transmisji i promocji Superpucharu, obejrzałem od deski do deski, cały sobotni trening Wisły. To, co obserwowaliśmy w środę na PGE Narodowym, nie jest dziełem przypadku. Wiślacy sporą wagę przywiązywali do treningu strzeleckiego, ale na razie na niewiele się to zdaje. Dopóki nie wróci Rodado, formy nie odbuduje Marc Carbo, Wisła nie ma strzelca dysponującego regularnym, soczystym uderzeniem zza pola karnego.
Efekt jest taki, że w ostatnich czterech spotkaniach Wisła oddała aż 105 strzałów, ale zdobyła tylko cztery bramki, w tym jedną z rzutu karnego. W ten sposób dwa z tych spotkań – z Miedzią i Jagiellonią, przegrała, choć w obu miała przewagę w posiadaniu piłki i liczbie strzałów.
Mariusz Jop, jego asystent Michał Siewierski i najlepszy strzelec w historii Wisły, który również pomaga Jopowi - Kazimierz Kmiecik, mogą stawać na głowie, a i tak na razie strzały np. Kacpra Dudy i Oliviera Sukiennickiego przypominają podania do bramkarza. Są za słabe, by go zaskoczyć. Marko Poletanović jest na ogół zbyt daleko od bramki, by razić uderzeniami, James Igbekeme robi to zbyt rzadko, a Łukasz Zwoliński stracił pewność siebie. Pokazała to sytuacja z pierwszej połowy meczu o Superpuchar, gdy w polu karnym przejął bezpańską piłkę i zamiast odwrócić się w kierunku bramki, by pokusić się o uderzenie, wycofał akcję zbyt słabym podaniem do Igbekeme, więc piłkę przechwycił obrońca "Jagi".
Po zejściu Poletanovicia rzuty rożne Wisły nie dawały kibicom żadnej nadziei
Sukiennicki, Frederico Duarte, Mikulec, Angel Baena czarują grą jeden na jednego, wygrywają seryjnie pojedynki, ale przepisy gry w piłkę nożną nie zostały jeszcze zmodyfikowane na tyle, by wynikały z tego bramki i punkty. Za wrażenia artystyczne przyznają punkty w łyżwiarstwie figurowym i skokach narciarskich. Wisła musi znaleźć skuteczniejszy sposób na sforsowanie bramki rywala.
Jej arsenał mogą wzbogacić stałe fragmenty gry. Tym bardziej że w starciu z "Jagą" przewaga krakowian w rzutach rożnych była wręcz miażdżąca – 10 do jednego. Tyle że nie przełożyło się to na efekty bramkowe. Dopóki z narożnika podawał Poletanović, kibic Wisły mógł się łudzić, że "może tym razem". Ale po jego zejściu piłka była rozgrywana krótko, później po obwodzie, a czasem kończyło się to stratą bez dośrodkowania czy strzału. I tak dotarliśmy do kolejnej bolączki wiślaków – oprócz Poletanovicia nikt nie potrafi mocno i w punkt dośrodkować z rzutu rożnego.
Te dwa czynniki – słaba skuteczność strzałów i mizerne stałe fragmenty gry – powodują, że "Biała Gwiazda" męczy się z powrotem do Ekstraklasy, choć atak pozycyjny buduje tak, jak prawie nikt inny w Polsce, wobec tego, że "Jaga", która również czarowała, wobec natłoku meczów postawiła na pragmatyzm. I nie upiera się już nad fetyszem wyższego posiadania piłki. Woli od czasu do czasu włożyć coś do swej gabloty z trofeami.
W lutym, na Stadionie Śląskim, Wisła pokonała Ruch 5:0, po hat-tricku Rodado i trafieniach Mariusza Kutwy i Baeny. Krakowianom grało się łatwiej, bo chorzowianie zostawiali przestrzeń, gdyż już od czwartej minuty musieli gonić wynik. W pozostałych sześciu tegorocznych meczach o stawkę męczarnie wiślaków doprowadziły tylko do dwóch skromnych zwycięstw: 1:0 nad Górnikiem Łęczna i 2:1 nad Kotwicą Kołobrzeg. Obydwa rozgrywano w Krakowie. Kolejna odsłona już w najbliższą sobotę w Grodzisku Wielkopolskim, gdzie podopieczni trenera Jopa zmierzą się z Wartą Poznań. Bez wsparcia własnych kibiców, bo Warta nie zgodziła się na ich wejście.
Przejdź na Polsatsport.pl