Iwanow: Święto z problemami. Czy Feio zaskoczy Chelsea?
Chelsea F.C. Ta nazwa budzi wyobraźnię i emocje. Od czasu wizyty Realu Madryt w Champions League w 2016 roku tak wielkiej marki tu nie było. Ale wiadomo, jakie były wtedy okoliczności. Po zamieszkach na trybunach podczas spotkania z Borussią Dortmund UEFA nałożyła na klub karę. Stadion był pusty! Na taki mecz! Na wizytę największego klubu świata.

Z Cristiano Ronaldo. Wtedy w szczytowej formie, a nie schyłkowej, jak jesienią ubiegłego roku, gdy zawitał na PGE Narodowy z reprezentacją Portugalii, a ludzie zabijali się, by dostać na to spotkanie bilety. Sensacyjny remis 3:3 obejrzeliśmy w telewizji. Czy teraz podobny wynik jest możliwy?
ZOBACZ TAKŻE: Legia może ograć Chelsea! Były trener kadry zwraca uwagę na ważny szczegół
„The Blues” może takich artystów, jak wtedy „Królewscy” (poza CR7 po boisku na Łazienkowskiej biegali też Toni Kroos, Karim Benzema czy Gareth Bale) nie mają. To stosunkowo młody zespół, z wieloma zawodnikami jeszcze w fazie rozwoju, ale już z gwiazdą reprezentacji Anglii Colem Palmerem, mistrzem świata Enzo Fernandezem czy mistrzem Europy Markiem Cucurellą. Czy obaj zagrają w podstawowym składzie, skoro dla Chelsea najbardziej istotna jest Premier League? W niedzielę mecz z Ipswich Town.
Teoretycznie łatwy, ale zespół z Londynu ostatnio nie grzeszy dyspozycją, szczególnie jeśli chodzi o zdobywanie bramek. Cztery bramki w ostatnich pięciu meczach to wynik dość wstydliwy. Jasne, że priorytetem jest utrzymanie miejsca w Premier League, które da im powrót w należne miejsce, czyli do Ligi Mistrzów. I wcale nie będzie to łatwe, bo są na razie na czwartej pozycji, a Newcastle i Manchester City depczą im po piętach. Mimo że Champions League będzie mieć w przyszłym sezonie pięć drużyn w europejskiej elicie. Ale i tak wydaje się, że niczego tu raczej drastycznie nie odpuszczą.
Same głębokie rezerwy na pewno nie pojawią się w wyjściowym składzie. Kadra do Warszawy przyleciała najmocniejsza. Ale ktoś z wielkich raczej usiądzie na ławce.
Przed nami piłkarskie święto, ale niestety nadgryzione przez problemy gospodarzy. Legia tak osłabiona jak dziś, a może bardziej, była tylko na zakończenie fazy ligowej w Sztokholmie, gdzie przegrała z Djurgarden 1-3. Teraz nie ma Marka Guala, więc de facto nie ma napastnika, poza zepchniętym na margines Tomasem Pekhartem, nie ma kapitana Bartosza Kapustki, obaj są kontuzjowani. To wyrwy gigantyczne.
Jan Ziółkowski z Arturem Jędrzejczykiem - zawieszeni, Ilia Szkurin i Wojciech Urbański - niezgłoszeni. Najtrudniejszy z możliwych rywali – skład jeden z najgorszych, takie są realia tego meczu. Także przez kiepskie zarządzanie i zaniedbania transferowe szczególnie minionej zimy.
Sztab pod wodzą Goncalo Feio musi skonstruować piłkarski składak. Stworzyć kombinację, w której w napastnika będą musieli się przebrać na przemian Luquinhas, Ryoya Morishita, a momentami i Kacper Chodyna wymiennie z Pawłem Wszołkiem.
Na występ od pierwszej minuty Tomasa Pekharta nie ma chyba co liczyć. Na sześć ostatnich meczów tylko dwa razy zmieścił się na ławce, cztery razy nie znalazł sobie miejsca nawet w meczowej kadrze. Wystawienie go w czwartek byłoby szaleństwem. Ale granie z Czechem, choć dawno niewidziane, zespół ma jednak przećwiczone. Wariant z niskimi, szybkimi, nieprzewidywalnymi skrzydłowymi/pomocnikami wbiegającymi za linię obrony - jeszcze nie.
Jeżeli Portugalczyk zaskoczy tym Chelsea, będzie to kolejnym potwierdzeniem, że zna się na swojej robocie doskonale. I widzi więcej niż inni. On też musi zbierać swoje punkty. Na dalszą karierę. Czy w Legii? Wiadomo, że jego przyszłość od meczów z Chelsea raczej nie zależy.
