Iwanow: Zemsta bez nadmiernej satysfakcji

Jagiellonia Białystok zrewanżowała się Legii Warszawa za porażkę w ćwierćfinale Pucharu Polski. Zwycięstwo przy Łazienkowskiej zawsze powinno być powodem do dumy, ale tym razem radość jest przytłumiona. Mimo że od kontrowersyjnego odwołania podyktowanego przez Piotra Lasyka rzutu karnego, za którego anulowaniem stał obsługujący tego dnia VAR Szymon Marciniak, minęło już prawie siedem tygodni, w stolicy Podlasia wciąż czuć żal do najlepszego arbitra świata.

Iwanow: Zemsta bez nadmiernej satysfakcji
fot. PAP
Iwanow: Zemsta bez nadmiernej satysfakcji

Jak mawia klasyk, "rzut karny to jeszcze nie gol", ale ta sytuacja kompletnie zmieniła przebieg meczu. Było przecież 1:1, a Ryoya Morishita strzelił dwa decydujące gole w 85. i … 99. minucie. Wynik sprawia wrażenie przekonującego, ale "Jaga" piłkarsko nie była wcale w Warszawie gorsza. Mimo że Goncalo Feio, podobnie jak w niedzielę, zapewniał, że to stołeczna drużyna była zdecydowanie lepsza.

 

ZOBACZ TAKŻE: Odwrócił się plecami do Sergio Ramosa. Chciał go zdeprymować. Po chwili stało się to

 

Wśród ludzi zarządzających mistrzem Polski wciąż jest zadra. Wiedzą, że ligowego tytułu raczej nie obronią. Szansa na Puchar została stracona. Poczucie, że nie z ich winy, ma prawo im towarzyszyć. Ale że jako suma szczęścia wynosi zero, to w niedzielę sędzia mylił się już na korzyść „Jagi”. Jednak to ten lutowy mecz miał większe znaczenie. Zresztą mówił o tym nawet dzień po ćwierćfinale, tłumacząc swoją decyzję Marciniak.


Same suche statystki nie zawsze oddają prawdę futbolu. A tak zwana ocena oka jest czasem bardziej prawidłowym wyznacznikiem tego, jak dany mecz wyglądał. W wypowiedzi Portugalczyka nikt już nie wsłuchuje się z grzecznym potakiwaniem głową, bo kiedy coś idzie nie po jego myśli, winne są zawsze okoliczności dookoła. Teraz też można narzekać na minimalne spalone czy spostrzeżenie nieprawidłowo wyrzuconego auto, ale przepisy gry w piłkę nożną są bezlitosne i trzeba się z tym pogodzić. Trenerowi Legii nie przychodzi to łatwo, chyba że decyzja jest dla niego korzystna. Mało kto już się na to nabiera.


Jednym z paradoksów niedzielnego spotkania jest to, że zwycięskiego gola dla Jagielloni wypracował ten, który mógł zagrać w warszawskich barwach. Jakiś czas temu pisałem na tych łamach, że do stołecznej drużyny oferowany był Norbert Wojtuszek z Górnika Zabrze. Za drobne. Dodałem też – z troską – że nadmierna eksploatacja Pawła Wszołka może się skończyć jego kontuzją. I że tak istotnej w konstrukcji gry zespołu Maszyny z Tczewa może zabraknąć w kluczowych momentach. Drużyna od dłuższego czasu nie podlegała specjalnym rotacjom. Dotyczyły one jedynie pozycji środkowych obrońców i… bramkarzy. A to przecież nie oni pokonują najwięcej kilometrów. Wszołek przebywał w tym sezonie na boisku przez prawie 3700 minut. Nawet twarda kość kiedyś jednak pęka. Chyba że zadba się o to, by nie była zmęczona.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie