Lekcja pokory dla gigantów. To nie Leicester wygrało ligę, tylko inni ją przegrali?

Piłka nożna
Lekcja pokory dla gigantów. To nie Leicester wygrało ligę, tylko inni ją przegrali?
graf. Polsat Sport

Ta historia nie miała prawa się wydarzyć. W najbogatszej lidze świata, gdzie tygodniówka gwiazdy czołówki równa się miesięcznemu budżetowi klubów środka tabeli innych lig europejskich na szczyt wszedł absolutny kopciuszek. Odpowiedzmy sobie jednak na pytanie: czy to Claudio Ranieri i Leicester oszukali przeznaczenie i wykiwali wszystkie mocarstwa, czy to im samoczynnie posypały się mury. Powodów jest co najmniej sześć.



Po trzecie: Manchester United

Cudotwórca mundialowej reprezentacji Holandii miał swoje czary przenieść na próbujący wrócić na piedestał największy klub w Anglii, jednak jedyne co przyniósł to chaos. Przez jedenastkę Czerwonych Diabłów przez ostatnie kilkanaście miesięcy przewinęła się niebotyczna liczba zawodników, a fatalną formę sprowadzanych za grube miliony gwiazd ratowali Cameron Borthwick-Jackson, Timothy Fosu-Mensah, Guillermo Varela czy wreszcie Marcus Rashford.

Desperacja Van Gaala często przyprawiała fanów United o migrenę, a miało być przecież zupełnie inaczej. Gigantyczna kasa wyłożona na najzdolniejszych zawodników piłkarskiej Europy, sprowadzenie kilku gwiazd mundialu i umocnienie się weteranem na wagę złota, Schweinsteigerem. Sukcesy personalne tego sezonu można zliczyć na palcach jednej ręki, a o podium największych wtop walka jest niezwykle zażarta - na czele z Memphisem Depayem i szukającym formy Waynem Rooneyem. Czy ta rosyjska ruletka zakończy się awansem do Champions League?

Po czwarte: Arsenal

Wybaczcie, Kanonierzy. To miał być wasz sezon. Znowu. Obiecująca końcówka poprzednich rozgrywek, umocnienie tyłów pierwszym naprawdę klasowym bramkarzem od dawna, wysoka dyspozycja gwiazd światowego formatu, do jakich niewątpliwie należą Alexis Sanchez i Mesut Ozil, wreszcie kiepska forma całej reszty pretendentów do walki o tron. Te składowe miały złożyć się na odzyskanie przez Kanonierów tak bardzo pożądanej mistrzowskiej korony, a skończyło się jak zawsze. A nawet gorzej.

Grzechów Arsene'a Wengera w tym roku jest rekordowo dużo. Bo jak zespół bijący się o mistrzostwo może zebrać lanie 0:4 od przeciętnego Southampton, jak można było pozwolić jednemu z największych niewypałów na Wyspach - Andy'emu Carrollowi dać sobie wbić dwa gole w kilkadziesiąt sekund, jak wytłumaczyć się z napastnika, którego serie bez gola sięgają dwudziestu meczów? Tonący statek własnymi wiosłami podtrzymywał Ozil, jednak nawet i on stracił siły i popadł w marazm. Kibice tym razem poszli krok dalej, na ostatnim meczu domagając się zwolnienia Wengera. Owiane legendą czwarte miejsce po raz kolejny zapukało do drzwi The Gunners.

Po piąte: Liverpool

Sprowadzenie na Anfield Jurgena Kloppa porównywano do przybycia Mesjasza, który na tak spragnionej sukcesu ziemi Beatlesów miał z miejsca dokonać cudów. Hard-rockowa kapela Niemca jednak zbyt często grała w tych rozgrywkach do kotleta, a jej poszczególnym instrumentalistom brakowało odpowiednich dźwięków. Niemal cały sezon leczył się Daniel Sturridge, zawiódł jego vis a vis Christian Benteke, zestawienie środka pola często było tworem prowizorycznym, zaś w bramce brakowało fachowca najwyższych lotów. I kogoś takiego jak Luis Suarez.

Objawieniem sezonu zdecydowanie można nazwać Roberto Firmino, który dwoił się i troił na każdej możliwej ofensywnej pozycji, by wspomóc często bezproduktywną siłę ognia Kloppa. Szydercy wytykali nawet Liverpoolowi regularność, bo kilka ostatnich lat to bezustannie miejsca 6-8, którymi fani ambitnego zespołu z Anfield zainteresowani nie są. Być może słodko-gorzki sezon uratuje triumf w Lidze Europy, jednak w Premier League ekipa z Merseyside ani przez moment nie była traktowana poważnie jako kandydat do miejsca w czołówce, zaś charakterystyczny uśmiech i dziesiątki zabawnych memów z Kloppem w roli głównej nie zrekompensują kolejnego zawodu.

Po szóste: Tottenham

To oni jako jedyni przez długie chwile uderzali marzycieli "plaskaczem" w twarze, że ten piękny sen wkrótce może dobiec końca. Nawet oni jednak w pewnym momencie nie wytrzymali tempa i musięli pozwolić pięknej baśni dotrwać do nieuniknionego, szczęśliwego końca. Tottenham na Stamford Bridge kopał rywali po nogach z frustracji, bo jako jedyny zwietrzył niepowtarzalną szansę zwycięstwa w tym wyścigu szczurów. Mauricio Pochettino na White Hart Lane zbudował wielki zespół, któremu wielu wróży okazałe sukcesy: dobrze jednak, że to nie stało się już teraz.

Znakomita ofensywna kombinacja Harry'ego Kane'a, Christiana Eriksena i Delle Alliego, równie mocny brytyjsko-belgijski sojusz w defensywie i Koguty zamieniły się w imponujący kolektyw, rozbijający kolejnych słabeuszy. Gdy wydawało się, że wykorzystają oni wpadkę rywala z Leicester i przycisną go do muru aż do samego końca, przegrali z samym sobą tracąc głowę w pojedynku z West Brom, który powinien i musiał zakończyć się ich pewnym triumfem. Należą im się jednak brawa za to, że tak długo pozwalali nam emocjonować się wyścigiem o koronę.

Hubert Chmielewski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Gent - Real Betis. Skrót meczu

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie