Polskie mundiale: Cztery gole geniusza Wilimowskiego z Brazylią w 1938 roku

Polskie mundiale: Cztery gole geniusza Wilimowskiego z Brazylią w 1938 roku
fot. PAP/Picture Alliance
Ernest Wilimowski

W pierwszych swoich finałach mistrzostw świata, w 1938 roku we Francji, reprezentacja Polski zagrała tylko jeden mecz, ale za to jaki! Do legendy przeszło dramatyczne spotkanie z Brazylią, przegrane po dogrywce 5:6. Cztery gole w tym meczu strzelił genialny Ernest Wilimowski, który przyćmił samego Leonidasa, króla strzelców turnieju.

"Diabelski Ezi" miał sześć palców u stopy

 

Wilimowski w ekstraklasie w barwach Ruchu (zdobył z nim cztery razy mistrzostwo Polski w latach 1934-1938 i trzy razy był królem strzelców) strzelił 117 goli w 87 meczach, co daje niewiarygodną średnią 1,34 bramki na mecz. Spośród czołowych strzelców, nikt poza nim nie miał średniej powyżej jednego gola na spotkanie.

 

Łącznie w karierze we wszystkich meczach zdobył 1175 goli, a w oficjalnych meczach naliczono mu 554 gole, co daje mu dziesiąte miejsce na światowej liście wszech czasów. W reprezentacji Polski strzelił 21 goli w 22 meczach i też oczywiście jest to najwyższa średnia. Jeszcze wyższą miał w czasie II wojny światowej, gdy w ośmiu spotkaniach dla reprezentacji III Rzeszy zdobył aż 13 bramek.

 

Sam o sobie mówił, że jest "diabelskim Ezim". Był niski (172 cm), brzydki, z odstającymi uszami, rudymi włosami, krzywymi nogami, a u prawej stopy miał podobno sześć, a nie pięć palców, co właśnie uważał za sprawkę diabła. Jego stopa była krótka (rozmiar 37-38, podobnie jak u Gerarda Cieślika, Lucjana Brychczego i Roberto Carlosa), ale szeroka, dzięki czemu świetnie czuł piłkę i niesamowicie ją podkręcał.

 

Przez libację nie pojechał na igrzyska do Berlina

 

Wilimowski lubił się zabawić, uwielbiał kobiety, pił dużo alkoholu. Dwa lata przed finałami MŚ we Francji doszło do skandalu z jego udziałem. W czerwcu 1936 roku Ruch wygrał mecz z Wisłą Kraków, z którą walczył o mistrzostwo Polski, by następnego dnia przegrać 0:9 towarzyski mecz z Cracovią, która rok wcześniej spadła z ligi i grała w A klasie.

 

Jak głosi legenda, piłkarze Ruchu balowali całą noc, wzięli bowiem premię za zwycięstwo nad Wisłą (co było wówczas zakazane, bo byli amatorami) i nie byli w stanie normalnie grać w piłkę. Podobno Teodor Peterek nie widział piłki, ale za to Wilimowski dostrzegał ich aż cztery na boisku. Do Krakowa udała się komisja PZPN, która ukarała Ruch, a "Eziego", jako jedynego, zawiesiła w prawach zawodnika.

 

Ta libacja i pogrom z Cracovią miały być tylko pretekstem. PZPN dodał do tego fakt, że piłkarze Ruchu otrzymali premię za wygraną z Wisłą, co było złamaniem obowiązujących wówczas przepisów o amatorskim uprawianiu piłki nożnej. Wilimowski został zawieszony do wyjaśnienia sprawy, a prawdziwym powodem tej decyzji miał być konflikt pomiędzy Ruchem, a PZPN, którego działaczom nie podobało się, że drużyna ze Śląska, za sprawą "Eziego", zdominował ligę piłkarską (pięć tytułów mistrza kraju w latach 1933-38).

 

Zrobili to niby po to, by osłabić Ruch, ale przy okazji mocno osłabili też reprezentację Polski, bo zawieszony napastnik nie mógł pojechać z drużyną narodową na igrzyska olimpijskie do Berlina, gdzie mieliśmy realne szanse walczyć o medal z nim w składzie. Później Wilimowski został odwieszony, a po meczu ligowym, w którym strzelił sześć goli dla Ruchu, powiedział dziennikarzom: "Napiszcie, że tak gra alkoholik, niech to dotrze do Warszawy".

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie