Robert Zieliński: "Zwycięska porażka", czyli jest super, więc o co ci chodzi

Był "zwycięski remis" z Anglią na Wembley, który dał nam awans na mundial 1974, jest "zwycięska porażka" z Argentyną, która daje nam awans do 1/8 finału MŚ w Katarze. Architektem tego sukcesu jest Czesław Michniewicz, który oczarował niezwykłą taktyką, skuteczną strategią. Wszystko w grupie wyliczył nawet co do... jednej żółtej kartki. W szczęściu przebił nawet Kazimierza Górskiego, powtórzył wyczyn Antoniego Piechniczka z 1986 roku. Super trener, mistrz defensywy.
Niesamowite kamuflaże i zmyłki
Sebastian Szymański na tyle skutecznie udawał prawdziwego Szymańskiego w meczu z Meksykiem, że od tamtej pory już nie zagrał. Ktoś mógłby powiedzieć - jak Lewandowski, Zieliński, Szymański (także Zalewski, Frankowski, czy Kamiński) mają błyszczeć, skoro niemal non-stop się bronimy, nie dochodzą do nich prawie żadne podania? I tu jest właśnie cały geniusz strategii naszego szkoleniowca, że artyści muszą cierpieć, kamuflujemy ich umiejętności, by nie popełnić błędów z przeszłości. Odpowiednio dobrana taktyka, by zaistnieć na tych mistrzostwach jako skuteczny zespół, a nie zbiór indywidualności.
Styl się nie liczy, a cel uświęca środki. Patrząc na grę naszych w Katarze, to nasuwa się wniosek, że to jest kolejny etap piłkarskiej ewolucji, rozpoczętej w czasach włoskiego stylu obrony - "Catenaccio" (polegał na skupieniu się głównie na bronieniu własnej bramki i faulach taktycznych), który wprowadził Helenio Herrera w Interze Mediolan.
Piękno i sukces są w brzydocie
Polska 2022 poszła dalej. To jest twórcze zabijanie futbolu, ale prowadzące do celu, czyli wyjścia z grupy na mundialu, za wszelką cenę, bez względu na styl. Piękno i sukces ukryte w brzydocie. W Michniewiczu jest coś nie tylko z twórców prymitywizmu, ale i ze słynnych malarzy szkoły holenderskiej, o których jeden z bohaterów "Rejsu" Piwowskiego mówił w pamiętnym, lekko schizofrenicznym monologu:
"Malarze holenderscy malowali ludzi starych i pokurczonych. Nie ukrywali brzydoty swoich modeli, ale pokazywali ich piękno, bo mieli dystans do swego tworzywa. W naszej piramidzie jesteśmy zarazem tworzywem i twórcami. Otóż gdyby ktoś był niedoskonały fizycznie nie wiedziałby gdzie kończy się i gdzie zaczyna się jego brzydota. I nie sposób żeby miał właściwy dystans do samego siebie".
Michniewicz też nam pięknie maluje na boisku brzydki, pokurczony styl piłkarski, który przeradza w piękne remisy, zwycięstwa, awanse, a nawet "zwycięskie porażki". Ma swój jedyny, niepodrabialny styl, którego nikt na tym mundialu nie jest w stanie skopiować. Nawet będąc daltonistą i nie odróżniając kolorów koszulek - wystarczy z dwie minuty pooglądać mecz, a wiadomo już, że to grają nasi.
Liczył i kontrolował nawet kartki
Przewidywałem w poprzednim tekście sytuację, która utrzymywała się aż do końca meczu Polski z Argentyną, a zmieniła dopiero w ostatniej chwili, dwie minuty później, po golu Arabii Saudyjskiej w doliczonym czasie, że może dojść do kuriozalnego patu (przy wynikach 2:0 dla Argentyny i Meksyku), w którym o awansie przesądzi klasyfikacja fair play (liczba żółtych i czerwonych kartek), a być może nawet losowanie, do czego wcale nie było daleko.
Arabia co prawda - szczęśliwie dla nas - strzeliła po kontrze gola na 1:2, ale gdyby nawet tego nie zrobiła, to Michniewicz i tak na tyle kontrolował wydarzenia w naszej grupie, że miał nawet te kartki policzone, by awansować dzięki klasyfikacji fair play. Przewidział kto kiedy i ile może złapać tych kartoników. Nawet Krychowiaka w meczach z Meksykiem i Arabią tak ustawił mentalnie, że ten zaskakiwał brakiem żółci i czerwieni, w porównaniu do poprzednich Euro i mundiali, bo wiedział, że tym razem kartki mogą być najważniejsze.
Sterowanie Krychowiakiem
Na chwilę, co prawda Krychowiak się zapomniał i złapał w drugiej połowie żółtą kartkę po faulu na Argentyńczyku, ale od czego mamy trenera. Szybko zareagował, zdejmując "Krychę" z boiska, aby nie złapał drugiej żółtej, czy od razu czerwonej kartki, która rozwaliłaby nam system "fair play" i byłby niezły Meksyk.
Co więcej, tym posunięciem Michniewicz oszczędził polskim kibicom dalszego widoku dostojnie drepczącego za rywalami Krychowiaka (bo przecież człowiek już wiekowy i nie może za dużo i za szybko biegać), jak to miało miejsce w 46. minucie, gdy Pan Grzegorz spacerował spokojnie za plecami wbiegającego w pole karne i strzelającego gola na 1:0 dla Argentyny Mac Allistera.
Widać w tym wszystkim powtarzający się, niebywały zmysł Michniewicza do tego, kiedy sadzać na ławce, kiedy wpuszczać, a kiedy zdejmować Krychowiaka. Przecież w meczu barażowym o mundial ze Szwecją, niespodziewanie posadził "Krychę" na ławie, wystawiając Jacka Góralskiego. Ten cudem nie złapał czerwonej kartki, więc na drugą połowę trener wpuścił na boisko Krychowiaka. Do przerwy graliśmy fatalnie, ale kilka minut później Pan Grzegorz dał się Szwedom sfaulować, dostaliśmy rzut karny i odmieniło to losy meczu.
Przejdź na Polsatsport.pl