Były selekcjoner apeluje: Tylko nie zagraniczny! Podaje nazwiska

- Mieliśmy dwóch zagranicznych trenerów i żaden nie pracował na miarę oczekiwań. Jeden wyjechał obrażony, a wcześniej traktował nas jak "drewnoludków", co z lasu wychodzą i próbują szturmować Europę – mówi Antoni Piechniczek, selekcjoner, który był z reprezentacją na dwóch mundialach, a w 1982 w Hiszpanii zdobył z nią trzecie miejsce.
Rozumiem, ale przyznam, że trochę się panu dziwię. Pan przecież pracował za granicą po sukcesie z reprezentacją. Jakby odwrócić sytuację to trzeba by zapytać, po co Tunezja brała trenera z Polski.
Było to po sukcesie i było to związane z tym, że Tunezja, czy potem Zjednoczone Emiraty Arabskie, to były kraje skazane przez siebie na trenerów z zagranicy. One ich potrzebowały, żeby się rozwijać. Przeze mnie naprawdę nie przemawia zazdrość ani zawiść.
ZOBACZ TAKŻE: Condom... selekcjonerem reprezentacji Polski? Pojawił się sensacyjny kandydat!
To co?
Chodzi o moje odczucia, jako Polaka, który wszystko, co dobre zawdzięcza krajowi. Ja też kiedyś dostałem szansę. Zostałem powołany awaryjnie po aferze na Okęciu. Nie byłem szerzej znany opinii publicznej. Kojarzono, że grałem w Ruchu, że jestem ze Śląska. Niewielu jednak pamiętało, że grałem też w Legii, że kończyłem AWF w Warszawie. Jednak mnie wybrano i zrobiłem wynik nie gorszy niż świętej pamięci pan trener Kazimierz Górski. Poradziłem sobie z prowadzeniem takich tuzów jak Lato, Szarmach, Żmuda czy Boniek. Teraz mówimy, że Polska wyszła z grupy pierwszy raz od 36 lat, a ja powiem, że medal zdobyliśmy 40 lat temu z polskim trenerem i polskimi piłkarzami.
Dlaczego jednak nie mielibyśmy spróbować?
Choćby dlatego, że jak po następnej dużej imprezie wrócimy do kraju, to z samolotu wyjdzie tylko prezes. Proszę sobie przypomnieć, co było po ostatnim mundialu w Katarze, gdzie część zawodników nawet nie wróciła do kraju. A powinno być tak, że wszyscy powinni byli wrócić do Polski i dopiero na Okęciu się pożegnać i pojechać w swoją stronę. I to się stało, mimo że trenerem był Czesław Michniewicz. Dlatego mówię, że przy zagranicznym trenerze z samolotu wyjdzie tylko prezes.
Opinia publiczna często gęsto mówi jednak, że polscy piłkarze potrzebują autorytetu z zagranicy.
Nie zgodzę się z tym. Tym, co grają w zagranicznych klubach, brakuje polskości. Oni przyjeżdżają na zgrupowania, żeby poczuć atmosferę naszego kraju. A jeśli jest tak, jak mówi prezes Kulesza, to tego nie poczują. Przyjdzie zagraniczny trener, który nie zna specyfiki naszej piłki i nie zna naszego kraju. Na dokładkę będzie miał mało czasu, żeby to zmienić, bo pod koniec marca pierwszy mecz eliminacji. Nie wiem, kto natchnął prezesa do tej zagranicznej opcji.
A z Polaków mielibyśmy kogo teraz wziąć?
Mielibyśmy. Gdybym ja miał podejmować decyzję, to wybierałbym między trenerami z bogatym doświadczeniem piłkarskim i kimś, kto jest mało znany, ale ma potencjał. W tej pierwszej grupie na pewno są Jan Urban i Michał Probierz, w drugiej Maciej Skorża.
Przejdź na Polsatsport.pl
