"Santos nie weźmie za twarz Lewandowskiego"
Fernando Santos wyznaje zasadę, że futbol musi być przede wszystkim skuteczny, więc w Portugalii uważają, że styl gry polskiej reprezentacji może być odpowiedni dla tego szkoleniowca. Jeśli jest coś, co może być ryzykiem, to wiek nowego selekcjonera biało-czerwonych.
Czy Twoim zdaniem wiek Santosa nie będzie przeszkodą w jego sprawnej pracy? Ma już 69 lat.
- W ostatnich dwóch-trzech latach temat ten podnosili dziennikarze w Portugalii, zwłaszcza kiedy reprezentacji nie szło tak, jak oczekiwano. Nawet nie chodziło o sam wiek, zastanawiano się, czy po tylu latach z kadrą nie jest już wypalony. Nie traktowałbym jednak jego metryki jako mankamentu. W pracy z Polską może okazać się to atutem. Każdy ma czystą kartę, takie nowe otwarcie może być inspirujące również dla samego trenera, niezależnie od tego, ile ma lat. Gdybym jednak miał szukać ryzyka związanego z zatrudnieniem Santosa, wskazałbym jednak jego wiek. Eliminacje to jedno, ale jeśli Polska zagra w mistrzostwach Europy, Santos będzie panem po siedemdziesiątce. Ale poczekajmy, nie róbmy problemu tam, gdzie na razie go nie ma.
Nie ma chyba wątpliwości, że praca z kadrą Portugalii i wygrane Euro było najlepszym okresem w pracy Santosa.
- Pamiętajmy, że jego kadencja trwała osiem lat, a rzadko który selekcjoner utrzymuje się na stanowisku tak długo. Nie możemy też zapominać, że oprócz wygranego Euro było także zwycięstwo w premierowej edycji Ligi Narodów w 2019 roku. W piłce klubowej to nie był czas wielkich sukcesów, choć zwłaszcza w Grecji nie narzekali na niego. Pytałem o Santosa w Benfice, z którą współpracuję. Wspomnienie o nim jest jedno: nie wygrał mistrzostwa, które miał podane na tacy w sezonie 2006/2007. Dwa remisy z Porto i Sportingiem pozbawiły Benfikę tytułu. Odebrano to jako porażkę.
Jakim człowiekiem jest według Portugalczyków Santos? W Polsce jest obawa, czy tak jak Leo Beenhakker nie zacznie nagle wszystkich pouczać.
- Dobrze dogaduje się z piłkarzami, zwłaszcza starszymi. Pomijając ostatnie mistrzostwa świata, kiedy Santos usadził na ławce Cristiano Ronaldo i doszło między nimi do konfliktu, generalnie oddał część rządów w szatni jednemu z najlepszych piłkarzy ostatnich lat. W Portugalii uważają, że był to krzyk rozpaczy ze strony Santosa, że chciał być zapamiętany jako trener, któremu na głowę nie wejdzie nawet największa gwiazda. Wolta ta przyniosła powodzenie w meczu ze Szwajcarami, kiedy błysnął Gonzalo Ramos, zdobywca hat-tricka. Dodam też, że młodszym graczom nie zawsze podobał się ten dyktat CR7, ale to już inna historia.
Patrząc na reprezentację Polski, bo tego dotyczyło pytanie, sądzę, że Santos dogada się z piłkarzami. Ta relacja wymaga jednak dużej odpowiedzialności samych zawodników. Co mam na myśli? Podporządkowanie się pomysłowi Santosa, schowanie własnego ego w kieszeń, niezależnie od osobistych przekonań. Dobrą okolicznością do rozpoczęcia dobrej współpracy jest stosunkowo łatwa grupa eliminacyjna, do której trafili Polacy. Nie lekceważyłbym oczywiście rywali takich jak Czechy czy Albania, tym bardziej że Santos nie ma zbyt wiele czasu.
Nie padło to pytanie, ale zaocznie odpowiem: nie jestem fanem Santosa, wśród portugalskich szkoleniowców jest wielu innych, dobrych, lecz prezentujących zupełnie inny styl. Skoro jednak został wybrany Santos, trzeba mu kibicować.
W Polsce jest oczekiwanie, że Santos weźmie za twarz Roberta Lewandowskiego. To jest możliwe?
- Nie sądzę, by miał takie aspiracje. Mówię to zdecydowanie. Będzie między nimi relacja partnerska. Podobnie jak z Ronaldo do pewnego momentu. Poza tym Lewandowski jest innej klasy człowiekiem niż Ronaldo, oczywiście na korzyść kapitana reprezentacji Polski.

Zajmujesz się szkoleniem, masz wgląd w to, co dzieje się w Polsce na poziomie młodzieżowych reprezentacji. Spodziewasz się, że Santos wspomoże ten proces, spojrzy okiem mentora na to, co dzieje się z polską młodzieżą?
- Santos obiecał, że będzie mieszkał w Polsce. Oznacza to, że będzie miał dużo czasu, także na spotkania z trenerami młodzieżowych reprezentacji. Spodziewam się jego udziału w szkoleniach, warsztatach czy konferencjach. Wiele może wnieść ciekawy, jak słyszę, zespół jego asystentów z Portugalii. Nie rezygnowałbym nigdy z doświadczenia takiego szkoleniowca, wykorzystywałbym go na każdym polu. Wydaje mi się jednak, że wspomniany wcześniej Beenhakker był lepszym trenerem, stało za nim doświadczenie pracy w czołowych klubach czy reprezentacjach świata, m.in. Realu Madryt czy Holandii. W moim odczuciu miał lepszy styl do zaoferowania, mówił ostro, choćby o wyjściu z drewnianych chatek, ale prawdziwie. Środowisko polskiej piłki nie umiało jednak przyjąć tych uwag. Sądzę, że Santos będzie pod tym względem większym dyplomatą i w przyjaźniejszy sposób przedstawi wzorce, które posiadł przez lata pracy. Portugalskie szkolenie zmieniało się od przełomu lat 80. i 90., obecnie jest uznawane za najlepsze na świecie. Proszę zwrócić uwagę, jak wielu trenerów z tego kraju pracuje w czołowych ligach i klubach całego świata. Rolą Santosa jest pokazać, jak Portugalczycy do tego doszli, bo zaczynali z miejsca mocno odległego od trendów, jakie dyktował wówczas świat. Wymaga to jednak otwartości ze strony Polaków. I chęci.
Spodziewasz się, że Santos wychowa swojego następcę spośród któregoś z polskich asystentów? Będzie mu na tym zależeć?
- Przyjmując założenie, że po reprezentacji Polski Santos nie będzie już prowadził żadnej kadry, może drzemać w nim taka aspiracja. W każdym zawodzie ludzie chcą pozostawiać po sobie ślad, także jako mentorzy dla innych. Dla doświadczonych ludzi taka wizja może okazać się wręcz pociągająca. Pytanie tylko, kto zostanie wytypowany do roli następcy przez prezesa Kuleszę.
Przejdź na Polsatsport.pl