Wisła Kraków zagrała va banque? Prezes Królewski odsłania kulisy!

Żaden klub Fortuna 1. Ligi nie wykonał zimą takiej ofensywy transferowej jak Wisła Kraków. Czy to pójście va banque – awans albo nic? - Absolutnie nie, wręcz przeciwnie. Powiem nawet, że byłem bardzo skromny w trakcie ostatniego okna transferowego. Nie zrobiliśmy niczego, co znacząco obciążyłoby budżet Wisły w tym momencie i w przyszłości. Z tego jestem bardzo dumny – powiedział w wywiadzie dla Polsatsport.pl właściciel i prezes Wisły Jarosław Królewski.
Co powoduje największy ból głowy?
Brak blisko dziewięciu milionów złotych z transferów Aschrafa El Mahdiouiego i Mateusza Lisa. Poradzenie sobie bez nich to dla mnie największe wyzwanie. Powiem wręcz, że gdyby te należne nam pieniądze były, to byłbym absolutnie spokojny o wszystkie aspekty kluby, mamy je coraz lepiej poukładane.
Natomiast te brakujące miliony generują nam problemy, to przecież parę miesięcy funkcjonowania klubu. Bardzo mi się nie podoba, jak wygląda egzekucja takich długów po stronie FIFA. Dobrze, że mamy świetnych partnerów, którzy rozumieją ten problem.
Wisła zaczęła rok 2023 od trzech zwycięstw, ale strata do miejsc gwarantujących awans to nadal osiem punktów. Bliżej, bo punkt, macie do miejsc barażowych, ale baraż to zawsze ryzyko. Czy przy niepowodzeniu w walce o powrót do Ekstraklasy nie grozi wam czarny scenariusz – przysłowiowy granat do szatni, redukcja kosztów, by przetrwać kolejny rok?
Nie ma takiego zagrożenia. Ja jestem przeciwnikiem rewolucji, bez względu na to czy awansujemy do Ekstraklasy czy pozostaniemy w Fortuna 1. Lidze. Skład musi się zacząć w końcu stabilizować. Tym bardziej, że to są ludzie, którzy poradzą sobie również w Ekstraklasie, o ile do niej awansujemy.
Mówiąc totalnie szczerze, to każdy zdawał sobie sprawę, że 1. Liga będzie zupełnie inna niż Ekstraklasa i jakie to niesie konsekwencje dla klubu. Dlatego zimą nie zagraliśmy va banque, tylko podjęliśmy bardzo przemyślane kroki transferowe i pracujemy nad tym, aby ta drużyna czuła się dobrze.
Natomiast ja nie byłbym wielkim optymistą nawet po pięciu wygranych z rzędu. Tu trzeba walczyć do samego końca. Tak samo jak nie martwiłbym się, gdybyśmy przegrali pierwsze trzy mecze. Wiem, jak ciężka droga przed nami. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której wygramy większość meczów, a potem odpuścimy dwa-trzy i tak wylądujemy w barażach. Trzeba być skupionym do końca. Pokazało to runda jesienna, w której na początku dobrze punktowaliśmy, a później wszyscy wiedzą, co się stało. Dlatego wszystkie sygnały trzeba dogłębnie analizować, sprawdzać czy się cofamy czy się rozwijamy, czy mamy postęp fizyczny i taktyczny, czy jeśli chodzi o ogólną grę zespołu.
Są różne szkoły budowy szatni. Ruch Chorzów pokazuje, że można skutecznie sobie radzić w oparciu o Polaków. Wisła postawiła jednak na legię cudzoziemską. Na ponad 30 piłkarzy 13 to obcokrajowcy, z czego aż siedmiu Hiszpanów. Nie boi się pan, że w momencie kryzysowym trudniej będzie o dobrą reakcję takiemu zespołowi? Podobno legia cudzoziemska pierwsza dezerteruje.
Oczywiście, znamy wyzwania. Bylibyśmy średnio rozgarnięci, gdybyśmy sobie nie zdawali sprawy z tego, z czym wiąże się inwestycja w piłkarzy z Hiszpanii. Od tego są różne możliwości mitygowania tego problemu, których znajomość doprowadziła do tego, że zdecydowaliśmy się na takie transfery.
Natomiast spójność szatni jest istotna. Ja uważam, że dzisiaj Wisła ma za szeroką kadrę – z wypożyczonymi piłkarzami mamy ich ponad 40, mam na myśli tylko tych z pierwszego zespołu. I to się musi bardzo szybko zmienić - to zbyt dużo. Natomiast parytety nie są zachwiane – liczba Hiszpanów w Wiśle nie przekracza zasady Pareto, choć jest tego bardzo blisko. Zatem ta złota zasada nadal u nas funkcjonuje.
Przejdź na Polsatsport.pl
