Robert Zieliński: Z pustego i Salomon nie naleje, ale... Salamon i Santos tak
Styl był kiepski, kadra Fernando Santosa cierpiała na boisku i drżała o wynik, ale liczą się trzy punkty z Albanią, a najbardziej to, że znów była walka i ambicja. Robert Lewandowski siadł motorycznie i w trzecim meczu z rzędu nadawał się jako pierwszy do zmiany. Drużyna rodzi się w bólach, a Portugalczyk ma mniej czasu na zbudowanie mocnej ekipy na finały Euro 2024 niż trwa ciąża słonia, bo zostało mu tylko 15 miesięcy. Widać jednak światełko w tunelu.
Santos potrafił nie spalić Kiwiora
Podobało mi się jak Santos postąpił z Kiwiorem, który popełniał dużo błędów w meczu na mundialu z Francją i podobnie było z Czechami. Nie odstawił go (czym mógł go na długo pogrzebać), tylko dał szansę na nietypowej dla Kiwiora pozycji lewego obrońcy. 23-latek wypadł przeciętnie, ale większych błędów nie zrobił. To jest talent, chłopak z potencjałem i musi grać, by robić postępy. Dobrze byłoby, aby po tym sezonie Arsenal, gdzie po transferze jest rezerwowym, wypożyczył go do słabszego klubu Premier League albo czołowego Championship, by mógł grać i zdobywać doświadczenie.
Bednarek też grał lepiej niż z Czechami, ale daleko mu do optymalnej formy, widać, że jest elektryczny i z piłką przy nodze i w odbiorze, podobnie jak Kiwior. Gdy będzie zdrowy, do rywalizacji na środku obrony włączy się Kamil Piątkowski, więc rywalizacja będzie spora i chyba nie trzeba na siłę wzywać na ratunek "dziadka" Glika.
Na prawej obronie z konieczności zagrał Przemysław Frankowski i dobre zagrania przeplatał słabymi, ale mogło się podobać kilka jego zrywów w ofensywie. Na tej pozycji jednak pewniakiem jest Matty Cash, gdy będzie zdrowy, a Frankowski bardziej przydatny jest jednak w drugiej linii. Z lewej strony defensywy czekamy na powrót do zdrowia dwóch zawodników z Serie A - doświadczonego Bereszyńskiego oraz szybkiego i utalentowanego Recy.
W bramce nie ma wątpliwości i problemów. Wojciech Szczęsny wydaje się, że dojrzał i ustabilizował formę. Znakomicie zaprezentował się w finał MŚ w Katarze, nie popełnił błędów z Czechami, dwa razy obronił groźne strzały Albańczyków.
Wyjść z drewnianych chatek na jasną stronę księżyca
Widać jednak, że Santos dopiero poznaje wszystko w naszej kadrze od środka, niuanse dotyczące możliwości i predyspozycji zawodników. Ta drużyna rodzi się w bólach - na Stadionie Narodowym wygraliśmy 1:0 z Albanią, ale piłkarze cierpieli, byli nerwowi i momentami mieli strach w oczach.
Portugalczyk ma niespełna półtora roku, by te klocki poukładać i zrobić z rozwalonej paczki puzzli piękny obrazek na miarę sukcesu w finałach Euro 2024. Wygląda to na razie dość siermiężnie, zawodnikom brakuje umiejętności i pewności siebie, ale jest światełko w tunelu.
Nasz zespół próbuje utrzymywać się przy piłce, rozgrywać ją, nie ma lagi. Na razie wygląda to nieporadnie, mało kreujemy groźnych sytuacji, akcje rodzą się w bólach. Ciąża słonia trwa od 18 do 23 miesięcy. Santos ma trochę mniej czasu (około 15 miesięcy), ale miejmy nadzieję, że urodzi się z tego zespół, za który nie będziemy się wstydzić na niemieckich stadionach, jak podczas mundiali 2018 i 2022 oraz Euro 2020.
Póki co, Santos jest w wielu elementach jak jego poprzednik z pierwszych lat XXI wieku - Leo Beenhakker. Holender lubił powtarzać maksymę "step by step" i Portugalczyk też krok po kroku posuwa tę drużynę naprzód. Chce też, aby - w przenośni - "Polacy wyszli ze swoich drewnianych chatek", jak obrazowo i trochę obrazoburczo mawiał Leo. Obaj próbowali/próbują przeciągnąć nas na jasną stronę futbolowego księżyca. Oby się to Santosowi udało, bo zastał reprezentację Polski w fatalnym momencie, po wielkiej aferze, związanej z kłótniami o premie na mundialu.
"Zareagowali pozitiwnie" - była walka i ambicja
Trudny egzamin udało się w poniedziałek zaliczyć, bo nie było takie oczywiste, że zespół - po fatalnej grze i porażce z Czechami 1:3, gdy część polskich piłkarzy nie walczyła, przeszła obok meczu w Pradze - podniesie się w starciu z twardo i niewygodnie grającą Albanią. Remis, czy porażka nałożyłyby gigantyczną presję na selekcjonera i piłkarzy, atmosfera nie byłaby zdrowa.
Jednak, jak lubił mawiać z francuskim akcentem nasz wspaniały trener Henryk Kasperczak (to wręcz niepojęte, że nigdy nie został selekcjonerem reprezentacji Polski, a byli nimi szkoleniowcy "trochę" gorsi od niego) - "piłkarze zareagowali pozitiwnie" na krytykę i wyciągnęli wnioski z błędów. Umiejętności i jakości w grze jeszcze brakuje, ale najważniejsze, że tym razem była walka i ambicja.
Nie było już truchtania i "dreptaków", takich jak w Pradze, gdy niektórzy zawodnicy przyglądali się, jak Czesi strzelają nam gole. Wygląda na to, że Gumny i Karbownik mogą długo nie wrócić do składu i nie wiadomo, czy dostaną jeszcze szanse. Nie można ich jednak skreślać, bo przecież Bednarek, Frankowski, Kiwior też zagrali słabo w Pradze, a już w Warszawie wyglądało to trochę lepiej.
Przejdź na Polsatsport.pl