Trener reprezentacji Polski skomentował sukces. "Nigdy nie trenowałem takiej drużyny"

Reprezentacja Polski w hokeju na lodzie sprawiła ogromną sensację awansując do Elity. Biało-Czerwoni na mistrzostwach świata Dywizji IA, które rozgrywane były w Nottingham byli beniaminkiem na tym szczeblu, a mimo to wspólnie zdołali zapewnić sobie kwalifikacje po dwudziestu jeden latach przerwy. - Ci chłopcy to osiągnęli dzięki swojej determinacji i ciężkiej pracy. Nigdy w życiu nie trenowałem takiej drużyny - mówi w rozmowie z Polsatsport.pl trener reprezentacji Polski, Robert Kalaber.

Trener reprezentacji Polski skomentował sukces. "Nigdy nie trenowałem takiej drużyny"
fot. PAP/Zbigniew Meissner
Trener reprezentacji Polski skomentował sukces Biało-Czerwonych. "Nigdy nie trenowałem takiej drużyny"

 

Bardzo dobrze radziliśmy sobie także w grze w osłabieniu. Na dziesięć takich sytuacji straciliśmy tylko trzy gole.

 

W tym elemencie też mieliśmy swoich bohaterów, o których nie mówi się dużo, a wykonali znakomitą pracę w czasie turnieju. Przeciętny kibic widzi tych, którzy strzelają gole, albo grają na bramce, a nie dostrzegają tych, którzy wykonują tę czarną pracę, ale szalenie ważną. Tutaj też mieliśmy przygotowane takie dwie formacje, które odpowiadały za grę w osłabieniu. W pierwszej z obrońców byli Górny i Kostek oraz Michalski i Galant, a w drugiej Dronia i Ciura, a z napastników na lód wychodził Starzyński i Jeziorski. Starzyński w jednym z meczów z dziesięciu strzałów rywali osiem krążków „przyjął” na ciało, a Ciura w innym sześć. Ta ofiarność była nagradzana brawami kolegów z boksu. To było widać, że ten zespół „żył” w każdym meczu i był jednością. Każdy zawodnik miał swoje zadania, które wypełniał znakomicie. Pierwsze dwie piątki odpowiadały za kreowanie naszej gry, trzecia „młodzieżowa” miała „zamęczyć” rywala i „gonić” grę, gdy była taka potrzeba. Czwarta formacja miała zadania bardziej defensywne, choć to właśnie Michalski z podania Galanta dał nam bardzo ważne prowadzenie w meczu z Włochami.

 

Przyznam się, że nie pamiętam kiedy ostatnio przygotowując się do mistrzostw świata mieliśmy zakontraktowane mecze towarzyskie z tak mocnymi rywalami.

 

To była dla nas kolejna bardzo ważna kwestia. Wiemy w którym miejscu znajduje się polski hokej, więc nie było łatwo znaleźć chętnych, którzy są w Elicie i chcieli z nami zagrać. Takie są realia. Dziękuję ludziom z Polskiego Związku Hokeja na Lodzie, którzy pomogli nam załatwić sparingi z zespołami pokroju Łotwy, Węgier, Słowenii czy wcześniej Francji. Dla nas możliwość takich konfrontacji miała bardzo ważne znaczenie. Dzięki temu mogliśmy się zmierzyć z zespołami, które są od nas dużo mocniejsze i pokazaliśmy w tych meczach, że możemy z nimi grać wyrównane spotkania. Zdaję sobie sprawę, że były to tylko mecze kontrolne, ale pozwoliły one naszym zawodnikom uwierzyć, że możemy grać na lepszej intensywności. Mogliśmy też dopasować nasz styl gry pod kątem gry z mocniejszymi ekipami.

 

Jak wyglądało rozpracowanie waszych grupowych rywali w czasie zmagań w Wielkiej Brytanii.

 

Standardowo. Wiedzieliśmy wcześniej jak grają poszczególne drużyny i czego możemy się po nich spodziewać. Do pierwszego meczu z Litwą przygotowaliśmy się na bazie ich sparingów, a potem do kolejnych przeciwników już na podstawie analizy ich meczów rozgrywanych w Nottingham. Nie robiliśmy długich i monotonnych analiz, ale przekazywaliśmy zawodnikom te najistotniejsze informacje. Skupialiśmy się przed wszystkim na grze w tercji obronnej naszych rywali, sposób w jaki wyprowadzają krążki i jak radzą sobie w ataku. Szukaliśmy ich słabych stron i staraliśmy się tak dopasować naszą grę, aby mieć każde spotkanie w jak najlepszy sposób pod naszą kontrolą.

 

Który mecz na tym turnieju była dla Pana najważniejszy. Taki, który miał istotne znaczenie dla naszej reprezentacji.

 

To był ten mecz z Wielką Brytanią, który przegraliśmy pod dogrywce 4:5. Ta porażka i przebieg tej konfrontacji zbudowała nas jako zespół i pozwoliła uwierzyć, że jesteśmy gotowi na wywalczenie tego upragnionego awansu. To był drugi mecz na tym turnieju, dzień po meczu z Litwą, który wygraliśmy bezproblemowo 7:0. Wiedzieliśmy, że z gospodarzami, którzy w dodatku rok wcześniej spadli z Elity, czekać nas będzie bardzo trudna przeprawa. I faktycznie ten mecz taki był. Nie graliśmy płynnie, popełnialiśmy błędy, ale na szczęście nie były one duże. Kiedy przegrywaliśmy już 1:3, widziałem u zawodników ogromną wolę walki i chęć odwrócenia wyniku. Zdołaliśmy w trzeciej tercji doprowadzić do stanu 4:4 i w samej końcówce mogliśmy nawet wygrać za trzy punkty, ale w 58 minucie po strzale Jeziorskiego, krążek lecący do bramki zatrzymał przejeżdżający… Zygmunt. W dogrywce niestety straciliśmy gola w osłabieniu i zdobyliśmy tylko jeden punkt, ale dla nas bardzo istotny.

 

Miał Pan pretensje do sędziów o kilka decyzji, które podjęli w meczu z Wielką Brytanią, a zwłaszcza ta kara, którą w dogrywce nałożyli na naszego bramkarza Johna Murraya i w efekcie nasi rywale wykorzystali tę przewagę strzelając zwycięskiego gola.

 

Czułem się oszukany tym wykluczeniem w dogrywce Murraya. Takie jednak wytyczne mają teraz sędziowie i musimy się do tego podporządkować. „Dżony” był tym wykluczeniem zaskoczony i nie mógł się pogodzić z decyzją sędziego, bo w Polsce takie zagranie najczęściej nie jest karane. Musimy pamiętać, że na tym poziomie tego typu zagrania już nie przejdą. Polscy arbitrzy w czasie meczów ligowych muszą tak sędziować tak samo jak to robili rozjemcy na turnieju w Wielkiej Brytanii. Chodzi o to, żeby nasi zawodnicy byli przygotowani na tego typu sytuacje na turniejach mistrzowskich. 

 

Na szczęście tych kar nie mieliśmy zbyt dużo na tym turnieju.

 

I tak i nie, bo z Litwą i właśnie z Wielką Brytanią tych minut karnych uzbierało nam się odrobinę za dużo. Owszem niektóre wynikały z walki czy obustronnych wykluczeń, ale były też takie, których można było spokojnie uniknąć. Właśnie ten mecz z gospodarzami dał nam jeszcze takie dodatkowe wytyczne odnośnie tego jak mamy grać, aby w maksymalny sposób zminimalizować ryzyko otrzymania wykluczenia.

 

Po meczu z Wielką Brytanią mieliście dzień przerwy i później kolejna bardzo ważna konfrontacja z innym spadkowiczem z Elity – Włochami. Po świetnym meczu wygraliście 4:2 i tym samy zrobiliście duży krok do awansu.

 

To prawda. Przed samym turniejem wiedzieliśmy, że w walce o awans do Elity liczyć się będą przede wszystkim obaj spadkowicze, a więc Wielka Brytania oraz Włochy. Niewiadomą może była Korea Południowa, ale z nimi graliśmy dopiero przedostatni mecz na tym turnieju. Naszym założeniem na te konfrontacje ze spadkowiczami było zdobycie trzech punktów właśnie z Wielką Brytanią lub Włochami. Z gospodarzami udało nam się wywalczyć tylko jeden punkt, więc z Włochami trzeba było dalej być gotowym na walkę o pełną pulę. Ten punkt z Brytyjczykami był dla nas ważny, bo dawał nam trochę komfortu przed starciem z Włochami. Na mistrzostwach grasz pięć meczów w krótkim odstępie czasu, więc nie dasz rady zagrać wszystkich spotkań od początku do końca wysokim pressingiem. Z gospodarzami choć nie graliśmy najlepiej, to jednak to starcie kosztowało nas mnóstwo sił. Ale ta pechowa porażka po dogrywce dała wszystkim zawodnikom dodatkową energię i sportową złość, którą widać było właśnie w meczu z Włochami.

 

Od pierwszych minut zagraliście wysoko. Atakowaliście rywala już w jego tercji.

 

Takie było założenie. Chcieliśmy „pressować” Włochów jak tylko się da, bo wiedzieliśmy, że mogą popełniać błędy i tak też było. Strzeliliśmy pierwszego gola i potem grało nam się już dużo łatwiej. Wytrzymaliśmy świetnie trudy tej konfrontacji pod względem kondycyjnym. Do tego byliśmy tak naładowani energią, że nie pozwoliliśmy rywalom na rozwinięcie skrzydeł. To był perfekcyjny występ całej drużyny.

 

Naszym problemem od dawna było przygotowanie fizyczne i brak koncentracji, zwłaszcza w ostatniej tercji, gdy graliśmy zwłaszcza z mocniejszymi rywalami. Tutaj nic takiego nie miało miejsca.

 

Wiedzieliśmy, że trzeba odpowiednio dobrać pod każdego zawodnika przygotowanie do gry na mistrzostwach. GKS Katowice grał osiemnaście meczów w play-offie i zawodnicy z tego klubu byli najbardziej wyeksploatowani po zakończeniu sezonu. Dlatego Kolusz, Pasiut, Fraszko czy Murray musieli być trochę inaczej przygotowywani niż Wałęga, Zygmunt czy zawodnicy z prowadzonego przeze mnie Jastrzębia, bo dla nich sezon ligowy zakończył się już na początku marca. Dlatego obaj po sezonie przyjechali do Jastrzębia i tam trenowali, aby utrzymać odpowiednią formę.

 

Po ważnej wygranej z Włochami kolejnym rywalem z którym przyszło wam się zmierzyć była Korea Południowa . Początek nie był najlepszy w naszym wykonaniu, ale później rozwiązał się worek z bramkami i wygraliśmy to spotkanie 7:0.

 

Przez pierwsze dziesięć minut nie mogliśmy wejść na właściwy dla nas rytm. Widać było, że ten mecz z Włochami który graliśmy dzień wcześniej, kosztował nas dużo sił. Na szczęście mieliśmy rzut karny, który wykorzystał Dziubiński. To było takie nasze przełamanie i później było już tylko lepiej.

 

Podobno najtrudniej jest zrobić ten ostatni krok. W naszym przypadku był nim mecz z Rumunią. Zwycięstwo za trzy punkty dawało nam awans do Elity, bez względu na wyniki dwóch pozostałych spotkań. Niestety, na porannym rozjeździe okazało się, że urazu nabawił się John Murray i między słupki musiał wejść jeden z rezerwowych bramkarzy. Postawił Pan na mniej doświadczonego Macieja Miarkę, choć był do dyspozycji David Zabolotny.

 

Już przed wyjazdem na mistrzostwa świata mieliśmy ustaloną hierarchię wśród bramkarzy. Jedynką był Murray, jego zmiennikiem Miarka, a w rezerwie pozostał Zabolotny. Zdaję sobie sprawę, że Zabolotny bronił w lidze więcej meczaów niż Miarka, ale nie był z nami przez cały okres przygotowawczy do tego turnieju, bo został ojcem i potrzebował trochę wolnego. Miaraka ciężko pracował przez całe zgrupowanie i bronił po jednym sparingu z Łotwą, Słowenią i Węgrami. Właśnie przed tym drugim meczem z Węgrami, który był zresztą ostatnim naszym sprawdzianem przed mistrzostwami, ustaliliśmy, że Miarka będzie w Nottingham zmiennikiem Murraya. Maciek zagrał w tym spotkaniu bardzo dobrze i wykorzystał swoją szansę. Chciałbym tutaj podkreślić w stu procentach profesjonalne zachowanie Zabolotnego. Rozmawiałem z nim o tej decyzji, on ją zrozumiał i zaakceptował. Właśnie w meczu z Rumunią, pod nieobecność Murraya, był zmiennikiem Miarki i świetnie się z tej roli wywiązał, dając mu przy tym duże wsparcie. To było ważne i potwierdziło, że ta drużyna jest jednością.

 

Po pierwszej tercji przegrywaliśmy z Rumunią 0:1, ale w dwóch kolejnych odsłonach potwierdziliśmy, że jesteśmy od nich o klasę lepsi i zasłużenie wygraliśmy to spotkanie 6:2, awansując tym samym do Elity po 21 latach przerwy.

 

Oba stracone gole w żaden sposób nie obciążają konta naszego bramkarza. W pierwszej tercji graliśmy zbyt nerwowo, wprawdzie stwarzaliśmy sytuacje, ale brakowało nam szczęścia w kluczowych momentach. Może to myślenie o awansie trochę nas sparaliżowało. Na szczęście od drugiej tercji mieliśmy już wszystko pod naszą kontrolą i w przerwie przed trzecią odsłoną wiedziałem, że już tego prowadzenia na pewno nie oddamy.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie