"Chcę zobaczyć szczyt moich możliwości"

- Ogromną radość od zawsze sprawiało mi strzelanie goli. Do tego to "kiwanie" się, gra jeden na jeden, tworzenie kombinacyjnych akcji i asystowanie przy bramkach. To przychodziło mi tak jakoś spontanicznie i naturalnie. Zresztą zarówno dziadek jak i tata byli napastnikami, więc można z lekkim przymrużeniem oka powiedzieć, że obaj smykałkę do gry w ataku przekazali mi w genach – mówi Jakub Ślusarczyk, nowy napastnik grającego w czeskiej ekstralidze hokeja na lodzie, HC Vitkovice.

"Chcę zobaczyć szczyt moich możliwości"
fot. PAP/Zbigniew Meissner
Jakub Ślusarczyk

 

Wróćmy jeszcze do tych letnich treningów i sparingów, które rozegrałeś w pierwszym zespole HC Vitkovice. Którzy zawodnicy zrobili na Tobie największe wrażenie?

 

Na pewno byli to Łotysz Roberts Bukarts, Amerykanin Peter Krieger oraz Francuz Valentin Claireaux. Podziwiam na lodzie ich spokój, doskonale wiedzą gdzie się ustawić, kiedy przyśpieszyć, a kiedy należy zwolnić. Obaj mają znakomity przegląd sytuacji i na każdym kroku daje się zauważyć, że hokej ich po prostu bawi. Świetnie jeżdżą na łyżwach i mają mocne strzały.

 

W Twoim przypadku stwierdzenie, że byłeś "skazany" na hokej jest jak najbardziej trafne.

 

To prawda, można to tak określić. Mój dziadek Krzysztof Ślusarczyk grał w hokeja, ale musiał przedwcześnie zakończyć przygodę z tym sportem ze względu na kontuzję kolana. Tradycje hokejowe kontynuował mój tata Artur, który grał w reprezentacji Polski, a obecnie jest trenerem. Pierwsze kroki na łyżwach stawiałem w Krynicy, potem trenowałem w Sosnowcu, ale przeniosłem się do Janowa ze względu na większą liczbę treningów.

 

Pamiętasz swój pierwszy mecz?

 

To nie był w zasadzie mecz, bardziej turniej, który był rozgrywany w Opolu w 2009 roku i to był mój taki pierwszy oficjalny występ.

 

Od razu wiedziałeś, że będziesz napastnikiem?

 

Na to wygląda, że tak, bo ogromną radość od zawsze sprawiało mi, strzelanie goli. Do tego to "kiwanie" się, gra jeden na jeden, tworzenie kombinacyjnych akcji i asystowanie przy bramkach. To przychodziło mi tak jakoś spontanicznie i naturalnie. Zresztą zarówno dziadek, jak i tata byli napastnikami, więc można z lekkim przymrużeniem oka powiedzieć, że obaj smykałkę do gry w ataku przekazali mi w genach.

 

Skąd pomysł na grę w Czechach i kiedy zdecydowałeś się na wyjazd zagraniczny?

 

Mieliśmy w Polsce taki projekt "Metropolia Silesia" i to był zespół, który miał w składzie młodych zawodników pochodzących głównie ze Śląska. Graliśmy w lidze czeskiej, ale przeciwko zawodnikom młodszym od nas o rok. Mimo iż byliśmy starsi od naszych rywali, to jednak przegrywaliśmy z nimi praktycznie wszystkie mecze. Czesi byli od nasi szybsi, lepiej wyszkoleni i dużo lepiej od nas jeździli na łyżwach. Po trzech latach przeniosłem się do drużyny młodzików Zagłębia Sosnowiec i zdałem sobie sprawę, że jeżeli chcę się rozwijać, to muszę wyjechać. Rozmawiałem o tym z tatą od dłuższego czasu, ale wcześniej nie było takiej możliwości. Pomogli mi wtedy rodzice, którzy załatwili testy w Porubie. Mama woziła mnie do Czech na treningi, a w tym czasie normalnie chodziłem do szkoły w Polsce. Po pewnym czasie przekonałem trenerów i zaproponowano mi grę w Porubie. Jak się okazało trwało to trzy lata. Zamieszkałem w internacie i tam normalnie trenowałem ze swoim rocznikiem. Przez pierwszy rok – będąc w trzeciej klasie gimnazjum – miałem indywidualny tok nauczania, a naukę w szkole średniej kontynuowałem w Liceum Ogólnokształcącym imienia Mikołaja Kopernika w Cieszynie.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie