Lorek: Speedway po szwedzku

Żużel
Lorek: Speedway po szwedzku
fot. PAP

Kiedy w 1956 roku Szwed Ove Fundin przełamał hegemonię Anglosasów w indywidualnych mistrzostwach świata, Brytyjczycy, Australijczycy, Nowozelandczycy i Amerykanie zaczęli baczniej przyglądać się Skandynawom jeżdżącym na żużlu. Szwedzi mogą poszczycić się szerokim wachlarzem legend. Wychowali wielkich mistrzów: Bjorna Knutssona, Andersa Michanka, Pera Jonssona i Tony’ego Rickardssona.

 

Piknik na obrzeżach miast

 

Na Wyspach Brytyjskich w klub inwestują prywatni przedsiębiorcy. Przeważnie na tyle zamożni, że ewentualne straty finansowe nie przesłonią im miłości do żużla. Fanatycy, którzy nie mogą żyć bez iskierki niewiadomej i niepowtarzalnej atmosfery panującej podczas meczów Elite czy Premier League. A w Szwecji? Tu struktury są odmienne. „Kluby w Szwecji nie są prowadzone jak profesjonalny biznes. Nie ma pensji, nikt nie pobiera wynagrodzenia. Speedway w Szwecji budują zapaleńcy, których śmiało można nazwać wolontariuszami. Kiedy prowadziłem klub Kaparna Goeteborg (drużynowy mistrz Szwecji w 2003 roku), byłem prezydentem klubu wybieranym przez członków stowarzyszenia. Nie rządzi stos prywatnych pieniędzy. W pewnym sensie jest to niebezpieczne, bo gdy kogoś przestaje bawić speedway, odchodzi ze stanowiska bez żadnych konsekwencji” – twierdzi Tommy Rander.

 

Pod względem geograficznym, speedway króluje w południowej części Szwecji. To logiczne, bo komu chciałoby się gnać do Kiruny w regionie Norrbotten, gdzie w lipcu przy dobrych wiatrach temperatura wynosi circa 12 stopni Celsjusza? „Są takie miejsca w Szwecji, gdzie jedziesz autem przez 10 godzin i nie widzisz żywej duszy. To byłaby niezbyt idealna lokalizacja na tor żużlowy, prawda? Kończysz poniedziałkowy mecz Elite League w Wolverhampton o 22.30, bierzesz prysznic, wypijasz szklaneczkę whisky i nie wiesz gdzie lądować na szwedzkim odludziu następnego ranka… Szkoci lubią speedway, ale nikt nie wpadnie na pomysł, aby ścigać się na północnych rubieżach Szkocji, czyż nie tak?” – pyta z uśmiechem Peter Karlsson.

 

Tommy Rander zauważa, że należałoby się cofnąć o dwie dekady, aby znaleźć klub działający w rejonach 200 km na północ od Sztokholmu. „Tory nie stanowią problemu. Myślę, że dla wielu fanów wyprawa na odludzie byłaby nie lada wyzwaniem. Szwedzi lubią szalone pomysły, więc śmiałków znalazłoby się sporo, aby wyrwać się z ramion cywilizacji. O to jestem spokojny. Problem polega na tym, że kurczą się możliwości finansowania takich dzikich torów. Znalazłbym bez trudu na mapie Szwecji tory, które leżą odłogiem i pies z kulawą nogą nie raczy na nie zajrzeć… Koszty prowadzenia klubu są wysokie, torów ci u nas dostatek” – mówi Rander.

 

Dla wielu fanów wieczorny wypad na speedway to okazja do relaksu. Piknik, mniejsza o wynik – zdawałoby się myśleć patrząc na uśmiechniętych sympatyków speedwaya w Szwecji siedzących na rozkładanych krzesełkach na trawiastych wałach. „Owszem, Szwedzi nie lubią nadmiaru stresu, ale jestem daleki od stwierdzenia, że wynik nie jest istotny. Klubu marzą o mistrzostwie Elitserien, walczą o każdy punkt, ale nie jesteśmy tak emocjonalnie przywiązani do wyniku jak polscy fani” – zauważa Peter Karlsson.

 

Tomasz Lorek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie