Robert Maaskant: Wisła Kraków wciąż jest mi bliska

- Wisła Kraków wciąż jest mi bliska, mam kontakt z wieloma ludźmi z klubu. Śledziłem to wszystko, co działo się od momentu odejścia Bogusława Cupiała z klubu, wiedziałem o problemach finansowych. Ale wiem, że jest już lepiej - powiedział Robert Maaskant w obszernej rozmowie z Polsatem Sport. Holenderski trener opowiedział o swoich wspomnieniach związanych z klubem, Peterze Hyballi, Jakubie Błaszczykowskim i reprezentacji Polski.
Był pan zaskoczony, jak długo jeszcze musieliśmy czekać w Polsce na awans naszego klubu do Ligi Mistrzów?
Cóż... Liga Mistrzów to w dużej mierze gra pieniędzy. Polskie kluby, podobnie zresztą jak holenderskie, nie mogą pod względem finansowym równać się z ekipami niemieckimi, angielskimi. Było, jest i będzie trudno przebijać się do Ligi Mistrzów. Udało się Legii, która od dawna była konsekwentnie i z głową budowana. Już dziesięć lat temu swoje piękne chwile w Europie miał też Lech Poznań. Profesjonalny klub z kadrą utalentowanych zawodników może zaistnieć w pucharach ale jest to rzeczywiście bardzo trudne.
A może być chyba jeszcze trudniejsze biorąc pod uwagę kierunek, w jakim zmierzają planowane reformy europejskich pucharów. Podobają się panu te pomysły, które w efekcie pewnie jeszcze szczelniej odgrodzą możnych europejskiej piłki od całej reszty?
Nie. Już obecny kształt Ligi Mistrzów bardziej wynika z troski o finanse niż o futbol. A ja jestem kibicem piłki i uważam, że mniejsze kluby też powinny mieć szansę gry z największymi. Zresztą to tylko uatrakcyjnia taką rywalizację. Jak fantastycznym doświadczeniem dla polskich kibiców byłoby, gdyby polska drużyna, no może jeszcze teraz nie Wisła, ale na przykład Legia, znów awansowała do Ligi Mistrzów i mogła grać z Realem albo Barceloną. Dla fanów w innych krajach to też byłoby ciekawsze niż oglądanie rok w rok takich samych meczów ciągle tych samych drużyn. Obawiam się, że to się w końcu kibicom znudzi. A o kibica trzeba dbać. Powinien mieć możliwość zobaczenia i poznania różnych drużyn a nie być zmuszanym do oglądania w kółko rywalizacji Barcelony z Bayernem, Juventusu z Liverpoolem...
Pana zdaniem istnieje w ogóle szansa na zbudowanie w polskich warunkach zespołu zdolnego do rywalizacji w Lidze Mistrzów? Czy musimy poczekać na jakiegoś szejka albo chińskiego inwestora i jego pieniądze?
Na szczęście ostatecznie na boisku nie grają pieniądze. Ciągle kluczowa jest jakość piłkarzy, wizja trenera. Jeśli trafi się utalentowana grupa, można zajść naprawdę daleko. Przykładem może być Ajax z ostatnich lat. Osiągnęli wiele nie dlatego, że mieli dużo pieniędzy, ale mieli utalentowanych graczy, których potrafili chronić. Nie sprzedawali ich przy pierwszej okazji. Z drugiej strony możemy spojrzeć na Chiny, Katar, Emiraty Arabskie. Gigantyczne inwestycje w futbol nie sprawiły, że grają na najwyższym poziomie. Na osiągnięcie takiego potrzebują pewnie co najmniej kolejnej dekady. Ja wierzę, że na końcu futbol zawsze się obroni.
A jak się broni piłka w czasie pandemii. Lubi pan oglądać mecze bez kibiców?
Szczerze?
Tak...
Nie lubię. Oczywiście doceniam to, że w ogóle można grać. To istotne dla klubów, dla piłkarzy, dla kibiców, którzy mogą oglądać mecze w telewizji. Ale mecze powinny odbywać się przy pełnych trybunach. Futbol to przede wszystkim sport, to również biznes, ale także rozrywka. A fani na trybunach, atmosfera, jaka tworzą są ważnym składnikiem tej rozrywki. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy chciałbym pracować jako trener na pustych stadionach. Chociaż... w sumie to trochę tak pracowałem. Na Białorusi. Tam prawie nikt nie przychodził na mecze (śmiech)
To dlatego od roku nie prowadzi pan żadnego zespołu...
No właśnie, czekam aż kibice będą mogli wchodzić na stadiony.
Na koniec, i już całkiem na poważnie, chciałbym zapytać o reprezentację Polski. Pan doświadczył polskiego futbolu i doświadczył bycia zagranicznym trenerem w polskim futbolu, co – mam wrażenie – nie zawsze jest łatwe. Na bazie tego doświadczenia może pan podpowiedzieć Paulo Sousie, jak bezpiecznie funkcjonować w polskich realiach?
Przede wszystkim myślę, że sporo się jednak zmieniło. Do polskiej piłki nikt już chyba nie przykłada etykietki "futbol wschodnioeuropejski". Wasza piłka, także ligowa i cała otoczka wokół niej bardziej przypomina tę niemiecką. Myślę, że pojawiło się dużo więcej cierpliwości. Kiedy Leo Beenhakker trafił do Polski tłumaczył, że nie da się niczego osiągnąć od razu, że w piłce obowiązuje zasada "step by step", "krok po kroku". Teraz to powszechna świadomość.
Rada, którą mógłbym dać nie tylko Paulo Sousie, ale każdemu zagranicznemu trenerowi przyjeżdżającemu do Polski brzmi: współpracuj z polskimi trenerami, rozmawiaj z nimi, wymieniaj doświadczenia. Pamiętam, że już za moich czasów pojawiło się dużo młodych polskich szkoleniowców, z którymi bez problemu można było rozmawiać po angielsku czy po niemiecku. Czasami bywały problemy z komunikacją z piłkarzami, ale i to pewnie bardzo się zmieniło. Zresztą akurat w przypadku reprezentacji nie ma to znaczenia. Macie świetną kadrę złożoną z zawodników grających w całej Europie.
Czy to znaczy, że wierzy pan w powodzenie Polski na EURO?
Polska pewnie nie zostanie w najbliższej przyszłości mistrzem świata ani Europy, ale... Jeśli chcesz zajść daleko na dużym turnieju to musisz mieć w swojej ekipie gracza ze światowego topu, bo tacy robią różnicę. I Polska takiego zawodnika ma, jednego z wąskiego grona kilku najlepszych piłkarzy świata. My w Holandii dużo byśmy dali za taką "dziewiątkę" jak Lewandowski.
To już naprawdę ostatnie pytanie. Skoro zamierza pan wrócić do pracy trenera, byłby pan skłonny rozważyć ciekawą ofertę z polskiego klubu?
Tak, zdecydowanie. Mam świadomość, że niektóre rzeczy się zmieniły, ale bardo chętnie ponownie bym w Polsce pracował, uwielbiam mentalność polskich piłkarzy. Na pewno taką ofertę bym poważnie rozważył... Nie zabrzmiało to przypadkiem jak ogłoszenie?
Tak, ale to chyba nie szkodzi. Bardzo dziękuję i życzę powodzenia.
(po polsku) Dziękuję bardzo, do widzenia.

Cała rozmowa w załączonym materiale wideo.
Przejdź na Polsatsport.pl