Kto królem strzelców La Liga? Karim Benzema wzbudza większe zaufanie niż Robert Lewandowski

Walka o tytuł króla strzelców ligi hiszpańskiej powinna być w tym sezonie wewnętrzną sprawą Karima Benzemy i Roberta Lewandowskiego. Ich rywalizacja zapowiada się spektakularnie, obaj mają podobne notowania u bukmacherów (2:1). Stawiam jednak tezę, że większe szanse na Trofeo Pichichi ma Benzema, bo Real Madryt jest mocniejszy od Barcelony, a jego snajper zgrany z zespołem. Za plecami Francuza i Polaka jest już przepaść. Trzeci Vinicius Junior ma notowania 14:1.
Na kogo postawi Xavi?
Póki co z klubu nie odeszli jeszcze ani Memphis Depay, ani Pierre-Emerick Aubameyang (Laporta dotąd nie zdołał też zmusić Frenkiego de Jonga do obniżenia o połowę zarobków, albo transferu do Chelsea czy Manchesteru United), a to też są światowe gwiazdy, zawodnicy, którzy potrafią i ciągle chcą zdobywać gole, co pokazali w meczach sparingowych Barcelony przed tym sezonem, bo trafiali do siatki częściej niż Lewandowski.
Strzelanie goli może więc w Barcelonie rozłożyć się na większą liczbę zawodników niż w Bayernie, bo - oprócz Depaya i Aubameyanga, a jeden z nich pewnie jednak zostanie na ten sezon – są jeszcze inni znakomici ofensywni piłkarze, którzy mają ochotę i predyspozycje do tego, by zdobywać bramki. Spośród nowych zawodników przede wszystkim Raphinha, ale mówi się też, że do zespołu może jeszcze dołączyć Bernardo Silva z Manchesteru City.
Barcelona ma jednak też kilku innych zawodników, którzy grali w poprzednich sezonach na Camp Nou i też mają swoje ambicje, talent i potrafią strzelać gole. To wspomniany już Pedri, który może być w tym sezonie najlepszym piłkarzem zespołu, wcale nie musi to być Lewandowski. Jest młody, fenomenalnie utalentowany Ansu Fati, który był uznawany za następcę Messiego, a teraz po wyleczeniu kontuzji będzie chciał udowodnić, że nie były to oczekiwania na wyrost.
W niego i w to, że uda się z Fatiego stworzyć nowego hegemona światowego futbolu, też mocno wierzy Laporta. Kontrakt z Barceloną przedłużył również Ousmane Dembele, w meczach towarzyskich był bardzo skuteczny i kto wie, czy pojawienie się Lewandowskiego nie podziałała na niego jak płachta na byka i przestanie zawodzić, jak w wielu poprzednich sezonach. Ma już 26 lat, trochę dojrzał i być może zmądrzał.
Barca może się spalać sama
A to nie koniec kandydatów z wielkim nazwiskiem do gry w formacjach ofensywnych Barcelony i strzelania goli, bo jest przecież jeszcze Ferran Torres. 22-letni napastnik uchodzi za wielką nadzieję hiszpańskiej piłki, został wykupiony z Manchesteru City aż za 55 milionów euro (ma kontrakt aż do 2027 roku) i na pewno nie tylko po to, by siedzieć na ławce, albo tylko podawać piłki Lewandowskiemu.
Wygląda więc na to, że strzelanie goli może w tym sezonie rozłożyć się w Barcelonie na bardzo dużą liczbę piłkarzy. Kwestia, którego z napastników Barcelona sprzeda. Najbardziej prawdopodobne i najbliższe terminowo jest chyba odejście Depaya, ale być może – oprócz Holendra - klub opuści też ktoś z dwójki Aubameyang – Torres, bo Ansu Fati i Dembele wydaje się, że prawie na pewno zostaną na ten sezon, a Pedri i Raphinha mają być obok Polaka liderami zespołu.
Obecność w drużynie Depaya, Aubameyanga, Dembele czy Torresa, jest dla Lewandowskiego podwójnym zagrożeniem. Po pierwsze mają swoje ambicje i też chcą strzelać gole, w pewnym momencie mogą nawet stać się poważnymi konkurentami do miejsca w składzie, gdyby Polak nie grał zgodnie z oczekiwaniami. Po drugie, gdy będą niezadowoleni ze swojej pozycji, mogą psuć atmosferę w zespole. Jedno i drugie może się odbijać na liczbie goli Polaka w nowym klubie.
Więcej przemawia za Benzemą
W sytuacji, gdy niewiadomą jest siła Barcelony w tym sezonie, problematyczna może być kwestia zgrania nowej drużyny, a również z uwagi na to, że gole dla Dumy Katalonii może strzelać duża liczba napastników i pomocników, a także tego, że Robert musi poznać specyfikę nowej ligi - rosną szanse na drugi z rzędu tytuł króla strzelców dla Karima Benzemy.
Po pierwsze, triumfator poprzedniej edycji Ligi Mistrzów i zwycięzca La Liga Real Madryt wydaje się mieć silniejszą drużynę. Na pewno bardziej zgraną, doświadczoną, pewną siebie, w porównaniu z „nową” Barceloną. Real z utytułowanym trenerem Carlo Ancelottim, a nie z prawie debiutantem Xavim na ławce. W poprzednim sezonie Królewscy w La Liga wyprzedzili Blaugranę aż o 13 punktów. Barcelona (73 punkty) o drugie miejsce musiała do końca walczyć z Atletico (71) i Sevillą (70).
Po drugie, choć Benzema jest nawet o kilka miesięcy starszy od Lewandowskiego, to jednak wydaje się być jak wino, im starszy, tym lepszy. Poprzedni sezon był najlepszy w jego karierze. Zaimponował zwłaszcza niesamowitą skutecznością i golami w najważniejszych momentach w Lidze Mistrzów.
Jednak w La Liga też potrafił po raz pierwszy w karierze zdobyć w minionym sezonie tytuł króla strzelców (27 goli) i aż o 9 trafień wyprzedził drugiego w klasyfikacji Iago Aspasa z Celty Vigo. Po 17 bramek zdobyli Vinicius Junior z Realu i Raul de Tomas z Espanyolu Barcelona.
Real nie ma zbyt wielu snajperów
Wydaje się, że po tak wspaniałych wyczynach Benzemy w poprzednim sezonie, koledzy z Realu będą jeszcze bardziej grali na niego, wierzyli w jego umiejętności, co może skutkować większą liczbą sytuacji i goli, zwłaszcza jeśli Królewscy, jako zespół, utrzymają wysoką pozycję z ostatnich rozgrywek. Sam Benzema też może grać z jeszcze większą pewnością siebie, bo widać, że dobrze czuje się w roli lidera drużyny po odejściu Cristiano Ronaldo, w którego cieniu był przez lata.
Za Francuzem przemawia jeszcze jeden argument. Liczba zawodników, którzy mogą strzelać w tym sezonie dużo goli, jest w Realu mniejsza niż w Barcelonie. W zasadzie, oprócz niego, tylko Vinicius Junior i Rodrygo w ostatnich rozgrywkach zdobywali sporo bramek, ale też bez przesady. Może odbudować się Eden Hazard, ale raz, że to niewiadoma, dwa – cała trójka to raczej ofensywni pomocnicy, czy skrzydłowi, a jedynie Benzema jest typową dziewiątką, łowcą goli, choć często też ostatnio kreuje akcje i gra trochę dalej od bramki.
Przejdź na Polsatsport.pl