Polish Champions League: Show na piątkę Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego
To był chyba najbardziej polski wieczór w historii Ligi Mistrzów. "LewanGOLski udzielił Barcelonie licencji na marzenia" - jak napisał "As", a Piotr Zieliński rozbił Liverpool dwoma golami i asystą. "Lewy", nazwany "Robotowskim", jest jedynym piłkarzem, który zaliczył hat-tricki w LM w trzech różnych klubach. Wyczyn chyba nie do powtórzenia. Oby tak do grudnia - aż do końca mundialu w Katarze.
Klopp może tylko żałować
Serca polskich kibiców rosły też w środowy wieczór, gdy patrzyło się na to, co wyrabia w meczu z Liverpoolem Piotr Zieliński. Trener "The Reds" Juergen Klopp kilka razy przymierzał się do tego, by kupić Zielińskiego z Napoli. Niemiec od wielu lat jest wielbicielem talentu Polaka. W czwartek naprawdę mógł żałować, że kwestii przenosin Zielińskiego do Liverpoolu nigdy nie udało się sfinalizować. Po środowym popisie "Zielka" temat może jednak powrócić...
Zieliński w tym meczu obalił mit, że nie pasuje do ligi angielskiej. Zabawiał się z silnymi obrońcami i pomocnikami Liverpoolu, jakby grał z kolegami na podwórku. Strzelił Liverpoolowi dwa gole i zaliczył kapitalną asystę. Dziennikarze po meczu przypomnieli słynny przydomek Zbigniewa Bońka z czasów gry w Juventusie - "Bello di note" (Piękność nocy), bo Zibi uwielbiał mecze w świetle jupiterów o wielką stawkę. Zieliński grał w środę jak Boniek w najlepszych meczach i śmiało można stwierdzić, że od czasów Zibiego nie mieliśmy tak dobrego polskiego piłkarza we Włoszech.
Zieliński odżył fizycznie i psychicznie
To był pierwszy dublet Zielińskiego w Lidze Mistrzów, a ostatnie gole w tych rozgrywkach strzelił bardzo dawno temu, bo w sezonie 2017/2018. "Zielek" potrafi jednak strzelać gole wielkim drużynom - przypomnijmy, że w lutym tego roku zdobył bramkę dla Napoli w meczu Ligi Europy z Barceloną na Camp Nou. Ten mecz z Liverpoolem był jednak dobry nie tylko ze względu na gole i asystę, ale do przerwy Polak przebiegł najwięcej metrów w całej swojej drużynie. Liverpool był tego wieczoru w Neapolu bezradny i wcale nie będzie mu łatwo awansować z tej grupy, bo mecze z Ajaksem i Rangersami też mogą być trudne.
Zieliński grał znakomicie w poprzednim sezonie w Napoli od września do lutego. Od marca przyszedł kryzys, stracił miejsce w podstawowym składzie i wydawało się, że odejdzie z Napoli. Był wyraźnie zmęczony psychicznie i fizycznie. Dużo biegał, a dostawał mało podań od kolegów, grając za plecami Osimhena, jego kolana były mocno przeciążone.
Wyglądało na to, że chce odejść z Napoli i zimą poważnie zainteresowany Zielińskim był Bayern. Tyle tylko, że było to jeszcze w czasie, gdy Bawarczycy zakładali, że przedłużą kontrakt z Lewandowskim. To miał być taki polski dwupak w Monachium, a sam "Lewy" rekomendował Zielińskiego władzom Bayernu. Gdy jednak Lewandowski zdecydował się odejść do Barcelony, temat transferu Polaka z Napoli też upadł, zwłaszcza, że Zieliński miał słabą końcówkę sezonu.
ZOBACZ TAKŻE: Xavi chwali Roberta Lewandowskiego. "Wspaniały jako człowiek, zwycięzca i kolega z drużyny"
Dobrze, że nie odszedł do West Hamu
Nie przestraszyło to West Hamu i klub z Londynu oferował bardzo duże pieniądze za Zielińskiego Napoli (około 40 mln euro) i wysoki kontrakt dla Polaka (6 mln euro, gdy w Neapolu zarabia około 4,5 mln). Wtedy jednak Zieliński zmienił zdanie i odmówił "Młotom", nie chciał odchodzić z Neapolu. I był to dobry ruch. Różnica między Napoli a West Hamemem jest taka, że w klubie z Londynu też mógł strzelać gole Liverpoolowi, ale tylko w Premier League. A Napoli gra w Champions League i to robi różnicę.
Widać, że w przerwie między sezonami Zieliński odżył fizycznie i psychicznie. Znów widać w jego postawie radość, polot w grze, energię i świeżość w bieganiu. Gdy gra trochę głębiej, ale ciągle ma dużo swobody w wybieraniu stref boiska, w których się porusza, ma więcej okazji do dryblingów, rozegrania, podań, strzałów, niż w końcówce poprzedniego sezonu, gdy głównie biegał z przodu bez piłki, a koledzy nie potrafili, albo czasami nie chcieli, mu podać.
Napoli zrobiło bardzo dobry ruch, pozbywając się dwóch zgranych już gwiazdorów - Lorenzo Insigne i Driesa Mertensa. To byli kiedyś świetni piłkarze, nadal mają umiejętności, ale to już nie ta szybkość, kondycja i głód piłki. Niewiele wnosili, ich liczby wyglądały źle, hamowali grę zespołu. Teraz nowy idol kibiców Gruzin Khvicha Kvaratskhelia i Piotr Zieliński dają fantazję i rozmach akcjom Napoli, a stadion imienia Diego Armando Maradony zmienił się w środę podczas meczu z Liverpoolem w kocioł podobny do Camp Nou. Nawet przyzwyczajeni do niezwykłej atmosfery Anfield Road piłkarze Liverpoolu mogli mieć ciarki na plecach.
Lewandowski i Zieliński mają dużo do udowodnienia w Katarze
Polskim kibicom pozostaje mieć nadzieję, że Lewandowski i Zieliński zachowają taka formę do listopada i grudnia - do finałów mistrzostw świata w Katarze i wreszcie zaczną także w reprezentacji Polski grać na miarę swoich możliwości. Oczekujemy od nich więcej takich akcji, jak w magicznym trójkącie z Sebastianem Szymańskim, gdy Polska strzeliła gola Belgii na początku wyjazdowego meczu w Lidze Narodów. I tego, by koledzy z kadry równali do ich poziomu.
Podczas mundialu w Katarze i Lewandowski i Zieliński mają dużo do udowodnienia. Krytykowany za występy z orzełkiem na piersi Piotr, w dwóch ostatnich latach już miał sporo dobrych meczów w reprezentacji Polski, strzelił arcyważnego gola w barażowym meczu ze Szwecją - teraz czekamy na takie jego koncerty w kadrze, jak w środowym meczu Champions League z Liverpoolem.
Robert Lewandowski na liczniku goli w finałach mistrzostw świata ma liczbę... 0, co wydaje się niemal nie do uwierzenia przy napastniku tak wielkiej klasy. To na pewno siedzi zadrą w sercu i głowie "Lewego". Wielkie turnieju w czerwcu, po trudnym sezonie, zwykle Robertowi nie wychodziły. Miejmy nadzieję, że ten listopadowo-grudniowy mundial, to będzie wielki show Lewandowskiego, tak jak jego ostatnie mecze na Camp Nou w barwach Barcelony...
Przejdź na Polsatsport.pl