Zieliński: Chorwacja i Maroko raczej bez szans na finał mundialu

Wisienka na torcie epokowej kariery Leo Messiego jest bardzo blisko. Podstarzała i wypompowana turniejem Chorwacja ma małe szanse postawić się Argentynie, podobnie jak Maroko Francji. Piłkarze z Afryki są rewelacją mundialu, budzą podziw świata, ale już dopadły ich kontuzje, w półfinale pewnie będzie też widać zmęczenie. Francja została za to wciągnięta do wielkiej czwórki za uszy przez sędziego i na razie nie zasługuje na to, by obronić tytuł mistrza świata.
Epilog Maroka jak w "Casablance"?
"Casablanca" to mój ukochany film, ale kończy się na smutno, bo Ingrid Bergman jednak odlatuje do Lizbony, zostawiając w Maroku ukochanego Humphreya Bogarta. Maroko mistrzem świata, czy choćby w finale mundialu, to byłaby wielka sprawa, być może nawet najbardziej spektakularne i sensacyjne wydarzenie w historii futbolu, ale wydaje się to być nie do zrealizowania i epilog będzie raczej taki jak w "Casablance". Wielka, piękna, tragiczna miłość, tak jak wielki, pięknie grający był zespół Maroka w Katarze, ale w półfinale raczej zanosi się na tragedię.
Choć - z drugiej strony - w "Casablance" jest taka scena, która symbolicznie i przez alegorię, daje nadzieję Marokańczykom i trochę przypomina wydarzenia z udziałem jej kibiców. Grany przez Bogarta Amerykanin Rick, został zapytany przez niemieckiego majora Strassera: "Nie może pan sobie wyobrazić Niemców w pańskim ukochanym Paryżu?". Rick odpowiedział: "To nie jest tylko mój Paryż".
Po ćwierćfinałach Paryż też nie był tylko Francuzów. Na Polach Elizejskich, w pobliżu Łuku Triumfalnego, awans do półfinału świętowali nie tylko miejscowi kibice, ale także - a czasami nawet mocniej i głośniej - licznie mieszkający w Paryżu Marokańczycy. Nie tylko w Paryżu, bo "z przytupem" bawili się po zwycięstwach swojej reprezentacji także w Brukseli, Amsterdamie, czy Hadze, gdzie doszło do zamieszek.
Finał w Katarze jak ciemne dzielnice Nowego Jorku
Drugie pytanie majora Strassera do Ricka w "Casablance" brzmi: "Może pan sobie wyobrazić nas w Londynie?". Odpowiedź Bogarta: "Jak się tam dostaniecie, wtedy mnie spytajcie". Maroko dostało się do półfinału, choć dla większości ekspertów było to niewyobrażalne, jak wkroczenie armii Hitlera do Wielkiej Brytanii.
Trzecie pytanie Strassera brzmi równie nieprawdopodobnie, jak pytanie o to, czy wyobrażamy sobie Maroko w finale mundialu: "A czy wyobraża pan sobie Niemców w swoim rodzinnym Nowym Jorku?". Na to Rick błyskotliwie ripostuje: "Do pewnych dzielnic, radziłbym nie zaglądać". Marokańscy kibice są jednak znani z tego, że królują w nawet w najbardziej niebezpiecznych dzielnicach i zaglądają tam, gdzie inni odwracają głowę.
Toksyczna zmiana warty w Portugalii
Czy piłkarze Maroka będą mieli tyle siły i tupetu, by wkroczyć na wydawałoby się niedostępne dla nich progi? Czy będą Niemcami na ulicach Nowego Jorku? Oni już nie są parweniuszem, który próbuje się dostać na piłkarski dwór. To jest drużyna, która gra arystokratyczny futbol. Mistrzowie świata w defensywie i kontrze. Niespełniony sen Polaków. Miał być "Sen o Warszawie" w Katarze, a jest "Casablanca".
Kibicowałem Maroku i tak jak przewidziałem, że w 1/8 finału Hiszpanie szybko pożegnają się z turniejem, tak wydawało mi się prawdopodobne, że brak chemii między Cristiano Ronaldo i Bruno Fernandesem, decyzja trenera Fernando Santosa o pozostawieniu CR7 na ławce, w końcu okażą się toksyczne dla Portugalczyków i tak się stało. Stary lider był już za słaby, by pociągnąć Portugalię do półfinału, a nowy lider jeszcze za słaby. "I z dialogów wyszło dno, zero, czyli nic" - jak w piosence Budki Suflera.
Powróciły brazylijskie demony
Jest bardzo prawdopodobne, że w finale zagrają przeciwko sobie dwaj przyjaciele z boiska w paryskim Parku Książąt - Kylian Mbappe i Leo Messi, ale trzecie książątko jest już w domu. Neymar długo spał na boisku podczas meczu z Chorwacją, by jedną genialną akcją dać radość i nadzieję Brazylii, ale to było za mało. Canarinhos wcześniej ogrywali słabe i średnie drużyny w efektownym stylu, a gdy musieli zagrać mecz z trochę silniejszą, bardziej ułożoną w defensywie ekipą, to szybko pojechali do domu. Wróciły te najgorsze brazylijskie demony sprzed lat.
Przed ćwierćfinałami napisałem w portalu Polsatu Sport słowa, które okazały się złą wróżbą dla Brazylii: "Wielokrotnie było już w mistrzostwach świata tak, że Brazylia grała pięknie, rozbijała rywali, po czym przychodził trudniejszy mecz, z mocniejszym rywalem, bardziej zdyscyplinowanym taktycznie i czar pryskał, Brazylia przegrywała. Nie chcę być dla nich złym prorokiem, ale dotąd nie zagrali z silnym rywalem i już Chorwacja może być dla nich twardym orzechem do zgryzienia".
I była, za twardym. Smutne to w tym kontekście, że nie będzie, niestety, pięknego prezentu w postaci szóstego tytułu mistrza świata dla ciężko chorego króla futbolu Edsona Arantesa do Nascimento, czyli legendarnego Pelego. A Brazylijczycy, wściekli na swojego selekcjonera i piłkarzy, myślą podobno o zatrudnieniu w roli selekcjonera samego Carlo Ancelottiego. Tonący brzytwy się chwyta. Czesław Michniewicz może być wkrótce do wzięcia, a on jest mistrzem taktyki i defensywy, czego Canarinhos brakuje. Bo Paulo Sousy to nie wezmą - nie sprawdził się w Flamengo Rio de Janeiro.
Przejdź na Polsatsport.pl
