Czy Fernando Santos będzie pasował Robertowi Lewandowskiemu do koncepcji?
Fernando Santos wzloty miał kilka lat temu (mistrzostwo Europy 2016, Liga Narodów 2018/2019), upadki niedawno (Euro w 2021 roku oraz mundiale 2018 i 2022). Przez lata potrafił świetnie zarządzać gwiazdami, ale ostatnio w kadrze Portugalii była fatalna atmosfera, a selekcjoner skłócił się z Cristiano Ronaldo. To jednak trener z wysokiej półki. Dużo zależy od tego, czy znajdzie wspólny język z Robertem Lewandowskim, który lubi... porządzić w polskiej kadrze.

Fernando Santos - były selekcjoner reprezentacji Polski
Skok jakościowy za 12 milionów zł rocznie
Trochę będzie ten skok jakościowy nas, a konkretnie PZPN (albo jego sponsorów), kosztować. Coś w okolicach 2,5-3 mln euro za rok, czyli plus minus 12 milionów złotych. Kto bogatemu zabroni. Miesięczna pensja wyjdzie więc Santosowi dość godna - w zaokrągleniu... okrągły milion złotych.
Kontrakt został podpisany do czerwca 2024 roku, czyli do finałów mistrzostw Europy w Niemczech, ale podobno z opcją automatycznego przedłużenia o dwa lata (w przypadku przyzwoitej postawy Polski na tym Euro), czyli do mundialu 2026 w USA, Kanadzie i Meksyku. Jeśli Portugalczyk wypełni kontrakt do 2026 roku, to PZPN wypłaci mu przez te lata około 40 milionów złotych.
Santos stał się najlepiej - i to zdecydowanie - zarabiającym selekcjonerem reprezentacji Polski w historii. Dotychczasowy rekordzista Paulo Sousa zarabiał "tylko" 840 tysięcy euro rocznie, a Czesław Michniewicz zaledwie 540 tysięcy euro. Ale cóż - jakość musi przecież kosztować.
Trzy wielkie przegrane turnieje
Santos ma ogromne doświadczenie, wielkie sukcesy, ale wyglądało na to, że w pracy z reprezentacją Portugalii był już trochę wypalony i nie do końca panował nad sytuacją. Ten największy sukces był już dość dawno temu - w 2016 roku. Trzy ostatnie wielkie turnieje Portugalii pod jego wodzą nie wyszły.
Podczas mundialu w Rosji w 2018 roku Portugalia odpadła już w 1/8 finału, przegrywając z Urugwajem. Na Euro 2020 wygrali tylko z Węgrami i również nie udało im się awansować do ćwierćfinału, jedną rundę wcześniej lepsi okazali się Belgowie. Na mundialu w Katarze Portugalia grała nierówno. Efektownie wygrywała w grupie z Ghaną (3:2) i Urugwajem (2:0), by przegrać 1:2 z Koreą Południową.
W 1/8 finału Portugalia zachwyciła wszystkich, gromiąc w niezwykle efektownym stylu 6:1 Szwajcarię (a Santos pokazał, że miał rację, wystawiając zamiast Cristiano Ronaldo młodego Goncalo Ramosa, który popisał się hat-trickiem) i wydawało się, że realny jest nawet tytuł mistrza świata. W ćwierćfinale przyszedł jednak zimny prysznic, bo ekipa Santosa przegrała z Marokiem 0:1, choć trzeba przyznać, że była piłkarsko chyba jednak lepsza, zabrakło jej trochę szczęścia i skuteczności, a może przede wszystkim atmosfery w zespole.
Kukułcze jaja z Manchesteru United
Wcześniej Fernando Santos znany był z tego, że potrafił świetnie zarządzać gwiazdami, na czele z tak trudnym pod względem osobowości, mającym wybujałe ego Cristiano Ronaldo, co nie jest łatwą sztuką. Ostatnio jednak już tak różowo nie było. Santos posadził gwiazdora na ławce, ten się obraził, atmosfera w szatni stała się gęsta.
Trudno w tym doszukiwać się jednak winy Santosa. Po pierwsze CR7 ma już swoje lata, lepszy już nie będzie i nie daje reprezentacyjnej drużynie tyle co dawniej, pojawili się piłkarze, którzy dziś są lepsi od niego. Druga sprawa, to ten konflikt w kadrze Portugalii został Santosowi trochę podrzucony, jak kukułcze jajo, z Manchesteru United.
W drużynie Czerwonych Diabłów doszło do konfliktu i walki o rolę lidera drużyny pomiędzy Ronaldo, a jego rodakiem Bruno Fernandesem. W efekcie Cristiano musiał opuścić Old Trafford, Fernandes był górą, ale nieporozumienia przeniosły się na kadrę Portugalii. Być może, gdyby nie one, dziś Portugalia byłaby medalistą mistrzostw świata 2022, a Santos nadal jej trenerem...
Przejdź na Polsatsport.pl