Robert Zieliński: "Zwycięska porażka", czyli jest super, więc o co ci chodzi

Robert Zieliński: "Zwycięska porażka", czyli jest super, więc o co ci chodzi
fot. PAP
Czesław Michniewicz

Był "zwycięski remis" z Anglią na Wembley, który dał nam awans na mundial 1974, jest "zwycięska porażka" z Argentyną, która daje nam awans do 1/8 finału MŚ w Katarze. Architektem tego sukcesu jest Czesław Michniewicz, który oczarował niezwykłą taktyką, skuteczną strategią. Wszystko w grupie wyliczył nawet co do... jednej żółtej kartki. W szczęściu przebił nawet Kazimierza Górskiego, powtórzył wyczyn Antoniego Piechniczka z 1986 roku. Super trener, mistrz defensywy.

Czuję upokorzenie, wstyd i zażenowanie

 

"Jak się czują Państwo, jako obywatele kraju, którego reprezentacja po 36 latach wyszła z grupy w finałach mistrzostw świata?" - zapytała w pomeczowym programie "Droga Pani z telewizji". Otóż, droga Pani, odpowiadam, teraz już szczerze i na poważnie, bez satyryczno-sarkastycznej konwencji Muńka Staszczyka (choć początkowo nie chciałem wykładać kawy na ławę, bo to zbyt proste, ale zostałem sprowokowany): Ja, jako obywatel tego kraju, dziennikarz, kibic, człowiek kopiący kiedyś piłkę, oglądający mundiale od 1978 roku - czuję się upokorzony. Czuję wstyd, zażenowanie.

 

Powiedzieć, że druga połowa meczu z Argentyną to była dno, to nic nie powiedzieć. To było znacznie poniżej kreta na Żuławach. Chyba największa żenada w historii polskiej piłki, choć kolega przytomnie zaproponował, jako kontrkandydaturę, zwycięstwo w 1993 roku nad San Marino 1:0 po golu Jana Furtoka strzelonym... ręką, czego nie zauważył sędzia, a VAR-u wtedy nie było.

 

Naród, który udręcza się piłką

 

Za chwilę Pani z TV dodała, że po latach o stylu nikt nie będzie pamiętał. Przeciwnie, ja o tym jak grała Polska z Meksykiem i w drugiej połowie z Argentyną, będę pamiętał do końca życia. I wiele osób też. Na kilkanaście osób, z którymi korespondowałem po meczu, większość odpisała, że się wstydzi za reprezentację Polski i nie potrafi się cieszyć z awansu w takich okolicznościach i w takim stylu. To może być materiał szkoleniowy dla młodzików, pokazywany jako przykład - jak nie powinno się grać w piłkę nożną.

 

Wierny od lat kibic Lecha Poznań i reprezentacji Polski, napisał do mnie tuż po meczu: "Piłka nożna powinna cieszyć piłkarzy i kibiców. Polska to jednak naród, który piłką potrafi się udręczyć, jakby po to ją wymyślono".

 

W wykonaniu naszej kadry, to nie jest już piłka nożna. To nie jest rozrywka, to jest jakaś makabreska. W zasadzie powinniśmy zostać dyscyplinarnie wyrzuceni z mistrzostw za zbrodnie przeciwko futbolowi. Z Portugalią przegraliśmy w 2002 roku 0:4, ale tam nie było aż takiej przepaści pomiędzy zespołami, coś próbowaliśmy robić w ofensywie. Argentyna powinna wygrać w środę z Polską 6:0. Uratowała nas nieskuteczność rywali, ich brak koncentracji, a może... litość. W końcówce wyraźnie nie chcieli robić nam krzywdy.

 

Kadra jako alegoria państwa

 

"Za chwilę ktoś na serio powie, że Michniewicz zdjął z kadry klątwę Piechniczka. Nie cieszę się i nawet się nie uśmiecham. Czekam na blamaż w niedzielę" - napisał do mnie... Wojciech Szczęsny, ale nie nasz bohater z Kataru, ale kolega dziennikarz, który nazywa się tak samo jak bramkarz Juventusu. W Katarze, niestety, "męczy nas piłka" w wykonaniu naszej reprezentacji, a nie łączy.

 

Za chwilę dostałem symbolicznego kolejnego esemesa: "W trakcie meczów z Meksykiem i Arabią, bolały mnie zęby, gdy patrzyłem na grę Polaków. Podczas meczu z Argentyną bolało mnie już wszystko". Inny kolega przysłał po tym meczu wiadomość z jeszcze smutniejszą, mający szerszy wymiar, sentencją: "Ta reprezentacja, to alegoria naszego państwa - żenady, krętactwa, prostactwa, cwaniactwa, z odrobiną fartu". Smutne i gorzkie, ale - niestety - często prawdziwe.

 

U nas nawet Messi i Mbappe nie umieliby grać w piłkę

Kazimierzowie Górski i Deyna też musieli się wstydzić tam na górze, patrząc co robią na boisku Biało-Czerwoni. Taka gra jak w Katarze z Argentyną, to jest szarganie imienia reprezentacji Polski, obrażanie pięknej historii polskiego futbolu. Górski wygrał w 1974 roku z Argentyną 3:2, Gmoch przegrał 0:2 cztery lata później, ale w zupełnie innym stylu niż "Orły Michniewicza" w środę. Chyba nikt wtedy nie wyobrażał sobie w najczarniejszych snach, że Polska może w taki sposób przegrać ten mecz.

 

Wracając do "zwycięskiego remisu" na Wembley z Anglikami, to tam jednak, oprócz obrony, niesamowitych interwencji Tomaszewskiego, strzeliliśmy też gola, Grzegorz Lato był łapany za koszulkę, gdy wychodził sam na sam, a jedyną bramkę Anglicy zdobyli z rzutu karnego. Ta "zwycięska porażka" z Argentyną była natomiast kwintesencją piłkarskiej żenady.

 

Ma rację Tomasz Hajto twierdząc, że "ktoś nam wmówił, że nie potrafimy grać w piłkę". Wielu naszych piłkarzy potrafi, na wysokim poziomie, co pokazują w klubach, ale w takim systemie, przy takiej taktyce, nie da się. Nie wykorzystujemy potencjału. U nas nawet Messi, Mbappe i Ronaldo byliby niewidoczni i nie umieliby grać w piłkę. "Brawo za awans... i nie wiem, co więcej powiedzieć" - napisał Zbigniew Boniek na Twitterze.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie