Krystian Zdrojkowski: Spełniłem swoje największe sportowe marzenie

- Miałem wtedy 19 lat i praktycznie żadnego doświadczenia na międzynarodowej arenie. Do Salt Lake City poleciałem razem z Januszem Bielawskim, który był bardziej oficjelem niż trenerem. Niestety, nie mógł ze mną polecieć trener Aleksander Staniucha. Dla mnie już samo zakwalifikowanie się do tak wielkiej imprezy było ogromnym przeżyciem. Byłem na kilku zawodach pucharu świata, ale igrzyska to zupełnie inna bajka – wspomina karierę Krystian Zdrojkowski, były reprezentant Polski w short-tracku.
Co ciekawe swój debiut na mistrzostwach świata miałeś dopiero rok po starcie w Salt Lake City. Zresztą zawody w 2003 roku odbyły się jedyny raz w Polsce, a dokładniej na Torwarze w Warszawie.
To były wyjątkowe zawody i to z wielu względów. Po pierwsze odbyły się u nas i w rywalizacji indywidualnej tylko ja wywalczyłem kwalifikacje. Jako gospodarze mieliśmy możliwość wystawienia także męskiej sztafety, ale tuż przed zawodami mieliśmy epidemię grypy i tylko ja – będąc zaszczepionym – byłem gotowy do startu. Z tego powodu uciekła nam szansa zaprezentowania się w zmaganiach sztafet.
Startowałeś na wszystkich trzech dystansach i najlepiej wypadłeś na 1000 metrów, gdzie zająłeś ósme miejsce.
Swoje starty w Warszawie oceniam bardzo słabo. Byłem wtedy bez formy, może wpływ na to miał ten wirus. Poza tym trzeba pamiętać, że w tamtych czasach w short-tracku dominowali zawodnicy z Azji i Ameryki Północnej. Z Europy liczyła się wtedy jedynie Bułgarka Ewgienija Radanowa, a wśród mężczyzn Włosi: Nicola Rodigari i Fabio Carta. Tak było zarówno na igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata czy podczas zawodów pucharu świata. To ósme miejsce, które zająłem na Torwarze na 1000 metrów to też dzięki szczęściu, które mi wtedy dopisało w ćwierćfinale. W tym wyścigu doszło do walki w której brał udział legendarny Amerykanin Apolo Anton Ohno i Chińczyk Li Ye. W myśl zasady gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, skorzystałem na ich starciu. Jechałem na czwartej pozycji. W pewnym momencie Ohno chciał wyprzedzić Chińczyka. Udało mu się, ale przy tym go popchnął i też go zdołałem wyprzedzić. Na mecie byłem trzeci, ale sędziowie zdyskwalifikowali Amerykanina i dzięki temu zostałem przesunięty na drugie miejsce za Koreańczykiem Lee Seung-Jae. W walce o finał już tyle szczęścia nie miałem i ostatecznie zakończyłem swój start na 1000 metrów na ósmym miejscu.
Rok później na kolejnych mistrzostwach świata, które odbyły się w Goeteborgu, już nie potrafiłeś się zbliżyć do tych wyników, które miałeś na Torwarze. Podobnie było podczas Twoich trzech startów na mistrzostwach Europy.
Wtedy w Szwecji startował także dużo młodszy ode mnie Darek Kulesza, który rozpoczął taką zmianę pokoleniową w naszym short-tracku. Z nim pojawili się także Bartek Konopko, Zbyszek Bródka, Kuba Jaworski, czy u dziewczyn Patrycja Maliszewska. W moich czasach nie do pomyślenia była równorzędna walka z ekipami z Azji czy Ameryki Północnej. Na szczęście to się wszystko zmieniło i teraz jest czymś normalnym, że na podium dużych imprez stają przedstawiciele Europy. I to mnie bardzo cieszy, że w tym gronie jest na przykład Natalia Maliszewska.
Dobrych kilka lat temu zakończyłeś karierę, jednak swojej przyszłości nie związałeś z short-trackiem. Dlaczego?
Kilka lat temu wyjechałem za granicę i nie jestem już na bieżąco z wynikami naszych zawodników. Owszem cieszą mnie rezultaty osiągane głównie przez Natalię Maliszewską, ale nie tylko. Śledziłem starty Polaków na ostatnich mistrzostwach Europy w Gdańsku i byłem pod wrażeniem jazdy Łukasza Kuczyńskiego czy Michała Niewińskiego, który zresztą miał świetny start na mistrzostwach świata juniorów. Wyniki śledzę jedynie okazjonalnie. Mój kontakt z lodem ogranicza się do rekreacyjnego wyjścia na ślizgawkę. Lubię jeździć na łyżwach, bo tego się po prostu nie zapomina.
Puentując naszą rozmowę, chciałbym ją zakończyć pytaniem o to czy nie żałujesz tego, że nie zostałeś piłkarzem ręcznym, tylko łyżwiarzem szybkim?
W piłce ręcznej bym chyba tego nie osiągnął co w short-tracku. Zresztą w Białymstoku "ręczna" nie cieszy się dużą popularnością, choć to przecież piękny sport. Zdaję sobie sprawę, że w short-tracku mógłbym osiągnąć dużo więcej, ale i tak dzięki "łyżwom" zwiedziłem kawał świata, poznałem wielu fantastycznych ludzi i spełniłem największe marzenie każdego sportowca i wystartowałem w igrzyskach olimpijskich. To są piękne chwile i wspaniałe wspomnienia, które będę pamiętał do końca życia. Właśnie dzięki short-trackowi.
Przejdź na Polsatsport.pl