Robert Zieliński: Pięć smutnych wniosków po mundialu w Katarze
Fatalna gra reprezentacji Polski. Słabe sędziowanie na tych mistrzostwach, mimo możliwości korzystania z VAR. Decyzje Szymona Marciniaka w finale też wzbudziły kontrowersje. Rozczarowująca postawa Belgii, Niemiec i Brazylii. Smutny koniec Cristiano Ronaldo, dziwne okoliczności niektórych meczów. Przedstawiamy pięć negatywnych wniosków po mundialu w Katarze.

5. Wielki teatr na zakończenie mistrzostw
W przeciwieństwie do większości obserwatorów, nie podzielam zachwytu nad finałem mistrzostw świata Argentyna - Francja. W zasadzie nie patrzę na niego nie jak na mecz piłkarski, ale raczej rodzaj pewnego sportowego widowiska teatralnego, które ma dostarczyć kibicom mnóstwo wrażeń, zadowolić wszystkich, spełnić marzenia gwiazd, dać wspaniałą ekspozycję sponsorom i reklamodawcom. Piłkarski show, a ja wolę prawdziwy futbol. Jak coś jest za słodkie, zbyt lukrowane, to może być czasami niestrawne i wywołać mdłości.
W tym wielkim teatrze, pełnym zwrotów akcji i dramatów, główną rolę grał oczywiście Leo Messi, który nigdy wcześniej nie zdobył piłkarskiego Oscara w postaci tytułu mistrza świata. Było to jego wielkim pragnieniem, wręcz obsesją i udało się ten sen wreszcie spełnić, dzięki czemu nic już nie stoi na przeszkodzie, by zyskał miano piłkarza/aktora wszech czasów. Widowisko z happy endem w najlepszym hollywoodzkim stylu.
Jego młodszy kolega z PSG Kylian Mbappe tego Oscara już miał, bo zdobył z Francją mistrzostwo świata w 2018 roku. Szczęśliwie dla niego, mecz nie zakończył się łatwym zwycięstwem Argentyny 2:0 (na co długo się zanosiło) z Francuzami, którzy wyglądali długo jak statyści, albo co najwyżej jak aktorzy drugoplanowi przy rywalach. Mbappe nie zakończył tego spotkania w niesławie, jak ze Szwajcarią podczas Euro 2021, gdy nie wykorzystał decydującego karnego. Też dostał w niedzielę brawurową rolę w tym show - strzelił hat-tricka w finale mistrzostw świata, co przejdzie do historii, i po raz pierwszy w karierze został królem strzelców mundialu, dystansując nawet samego Messiego.
Z powodu braku tytułu w Katarze Mbappe specjalnie więc płakał nie będzie, bo dostał w finale filmowe dwie Złote Palmy, a pewnie nawet po cichu, w skrytości ducha, może się cieszyć, że jego przyjaciel z Paryża, dla którego były to ostatnie mistrzostwa, tego Oscara wreszcie rzutem na taśmę zdobył. Mbappe natomiast może być po raz kolejny mistrzem świata i za 4 lata i za 8, a nawet za 12. Ma dopiero 23 lata. Messi takiej szansy już by nie miał.
Mistrzami świata w 2018 roku byli też dawni koledzy Messiego z Barcelony Ousmane Dembele i Antoine Griezmann, którzy musieli tym razem przełknąć gorycz porażki w finale, ale pewnie łezka im się w oku zakręciła, gdy ich stary kumpel z Camp Nou zdobył wreszcie wymarzone trofeum. Dembele był na tyle rozkojarzony, że nie wiadomo dlaczego znalazł się jako obrońca przy Di Marii, nieroztropnie położył dłoń na jego ręce, a sędzia Marciniak podyktował rzut karny. Był w takim szoku, że nawet specjalnie nie protestował i nie zamartwiał się. Francuski reżyser Didier Deschamps postanowił mu oszczędzić tych boiskowych męczarni i szyderstw kibiców i zdjął go jeszcze przed przerwą z boiska, razem z Olivierem Giroud.
W każdym teatrze, w każdym filmie, muszą być też aktorzy charakterystyczni, czy komediowi, by publiczność miał z czego, z kogo się pośmiać. Tym razem tym piłkarskim Charlie Chaplinem okazał się francuski bramkarz Hugo Lloris, który kompletnie nie miał swojego dnia, nie udawało mu się wyczuwać intencji strzelców w trakcie meczu, a prawie przy każdym rzucie karnym szybko kładł się w drugą stronę. Argentyński bramkarz z kolei miał w sobie dar przewidywania, bo prawie zawsze szedł na swoją prawą rękę i prawie zawsze tam strzelali Francuzi. Wygrał z nimi wojnę psychologiczną.
Wszyscy są więc zadowoleni. Messi z tytułu, Mbappe z hat-tricka i korony króla strzelców. Mbappe nawet gratulował dobrego sędziowania Szymonowi Marciniakowi, jak wyjawił polski arbiter po powrocie do kraju. Kibice na całym świecie byli zachwyceni golami, niesamowitymi emocjami, dramaturgią. Media nazwały ten finał najlepszym w historii mistrzostw świata. Wszyscy jedzą sobie z dziubków. Oczarowani byli też ludzie z FIFA i sponsorzy, bo dzięki tym zwrotom akcji, dogrywce, rzutom karnym, mieli dodatkową godzinę ekspozycji reklam na cały świat dla miliardowej widowni. To był naprawdę największy teatr świata z najbardziej spektakularnym widowiskiem sezonu.
Scenariusz tego widowiska teatralnego częściowo był do przewidzenia już wcześniej, o czym pisałem, zapowiadając finał.
Żona Angela Di Marii poinformowała też, że i jej mąż okazał się prawdziwym prorokiem. Tak bardzo mocno wierzył w zwycięstwo, swoje umiejętności i dziejowe przeznaczenie, że jeszcze przed finałem przysłał jej esemesa, w którym napisał:
"Zostanę mistrzem świata kochanie. To jest już zapisane. Strzelę też gola, bo to jest zapisane, jak Maracana i Wembley. Idź jutro i się ciesz, bo zostaniemy mistrzami. Ponieważ 26 z nas, którzy są tutaj, a także rodzina każdego z nas, na to zasłużyli".
Dobrze, że nie podał w tym esemesie wyniku 3:3 przed karnymi i wróżby, że Mbappe strzeli hat-tricka, a Lloris nie obroni żadnego karnego, bo niezły Meksyk i Katar by się z tego zrobił.
Przejdź na Polsatsport.pl